Gruzja była pierwszym krajem na naszej rocznej ścieżce podróżniczej. I nie ma chyba lepszego miejsca na początek tak świetnej przygody. Piękne góry, widoki, pyszne jedzenie i otwarci ludzie! Nie ma lepiej. I nic dziwnego, że jest to często wybierany cel podróży wśród Polaków. Oprócz popularnych kierunków zwiedzania jak oczywiście Tbilisi, Kazbegi, Gori, Swanetia czy Batumi, my dziś polecimy Wam udać się trochę głębiej, tam gdzie większość turystów dociera na samym końcu (gdy starczy czasu) lub nie trafia tam wcale. Na początku podróży pisaliśmy w miarę na bieżąco (ale mieliśmy wtedy zapał!) jednak o tym kawałku Gruzji nie zdążyliśmy naskrobać bezpośredniej relacji. Szkoda byłoby ten region ominąć, więc dziś nadrabiamy wpisem – udamy się do odremontowanej twierdzy Rabati, twierdzy Chertwisi oraz do skalnego miasta jakim jest Wardzia. Z pewnością warto uwzględnić te miejsca na swojej mapie, są o wiele ciekawsze niż brzydkie Kutaisi czy mało ciekawe Gori.
Archiwa
Tajski masaż – o kursie w Tajladnii
Co by o Tajlandii nie pisać i nie mówić, jedno jest pewne – w Tajlandii ciężko się nudzić! Sami mieliśmy nie lada problem z wybraniem najodpowiedniejszych dla nas rozrywek. Wygrała wspinaczka (w tym deep water solo), kurs nurkowania, liczne snorklingi. Kurs masażu przyszedł dosyć spontanicznie i wygrał z pomysłem kursu gotowania. Jak dla nas był to strzał w dziesiątkę! Każdego dnia wstawaliśmy wcześnie rano by prawie godzinę dojeżdżać na kurs! Zależało nam na nim bardzo i nawet pojawił się pomysł żeby zrobić wszystkie jego poziomy i zostać mistrzem nad mistrzami! No ale żeby nie było tak kolorowo powiem szczerze – taki kurs nie jest dla każdego. Trzeba zdawać sobie sprawę z tego, że: taki kurs kosztuje (między 700 a 1000 zł) zabiera tydzień czasu (w przypadku pierwszego stopnia kursu – a jest ich wiele) obliguje do nauki poza kursem wymaga ćwiczeń w domu kończy się egzaminem No a przecież jesteśmy na wakacjach a tu uczyć się trzeba! By w pełni być zadowolonym z takiego kursu trzeba to czuć, trzeba to lubić. Nam sprawił on wiele przyjemności, nie tylko poznaliśmy lepiej swoje ciało ale także siebie :). Zapytacie pewnie czy trzeba mieć specjalne predyspozycje? Hm…nie wydaje nam się. Jednak jeżeli ktoś miał wcześniej do czynienia np. z jogą lub pilatesem czy stretchingiem z pewnością szybciej załapie idee masażu. Nie bez powodu nazywają go leniwą jogą.
Chwila samotności w Iranie – czy to jest możliwe? Zapiski z Jazd
Nie ma chyba takiego miejsca na świecie, które wspominalibyśmy z tak wielką nostalgią jak Iran. W miarę upływu czasu (a będą to już ponad 2 lata odkąd byliśmy tam ostatnio) czujemy jeszcze większy sentyment do tego kraju. Może dlatego Ania obsesyjnie czyta wszystkie książki o Iranie, słucha irańskiej muzyki i z wielką przyjemnością pochłania coraz to nowe wpisy blogerów, którzy właśnie wrócili z podróży. Cieszy nas jedno! Jak wynika z tych podróżniczych relacji w Iranie, póki co niewiele się zmienia. A jak się już zmienia to na lepsze! (np. ułatwienia w zdobywaniu wizy). Ludzie pozostali cudowni, zabytki stoją gdzie stały i podróż po kraju nie nadwyręża portfela. Ciekawi nas tylko jak długo jeszcze taka sielanka potrwa? Wraz z otwarciem się Iranu na turystów otwierają się też hotele, restauracje i inne pokusy wielkiego świata. Oby tylko przemysł turystyczny nie odcisnął tu brzydkiego piętna, a pieniądze nie zawładnęły pięknymi sercami Irańczyków!
Ucieczka od chaosu – Kerala
Hej hej! Jesteście tam jeszcze? Ostatnio pochłonęły nas rodzinne obowiązki – no w końcu przybyła nam dodatkowa podróżniczka! Ale już szybciutko się mobilizujemy i tym razem przekażemy Wam nasze wspomnienia z Indii. Wspomnienia ciepłe i wciąż żywe, chociaż minęło już trochę czasu od naszej ostatniej wizyty w tym kraju. Nasza wędrówka po Indiach miała swój początek przy granicy z Nepalem, później zawitaliśmy do Waranasi, Khajuraho, Orchy, Mumbaju, Hampi, Mysore, by na sam koniec trafić na słoneczną Keralę. Z każdym przebytym kilometrem kierując się na południe mieliśmy wrażenie, że wszystko dookoła się zmienia i to diametralnie pomimo tego, że nadal byliśmy w tym samym kraju. Nasz pierwszy dzień w Indiach w przygranicznym Goraphur był chyba najgorszym dniem spędzonym w tym kraju. Bród, smród i jedna wielka ohyda, jaka przywitała nas na miejscu, nie wróżyła nam niczego dobrego. Jednak im dalej na południe tym ten smutny krajobraz zanikał i jakoś nawet tego brudu tak nie było widać, ani smrodu tak czuć. Aż w końcu dojechaliśmy na samiutkie południe. Ta część Indii różniła się diametralnie od tego co widzieliśmy wcześniej. Wielkie domy, wręcz wille, zadbane chodniczki i trawniki, czyste miasta, kosze na śmieci! Jednym słowem WOW! Tego się nie spodziewaliśmy. Dlatego jak ktoś pyta czy to prawda, że Indie są takie brudne i śmierdzące – odpowiadamy NIE, znaczy nie wszędzie. I jeżeli ktoś bardzooo by chciał do tych Indii pojechać a obawia się nie wiadomo czego to zdecydowanie powinien udać się właśnie na południe! Tak aby się oswoić. Takie właśnie są południowe Indie – Indie w wersji soft.
HAMPI NA CZTERY SPOSOBY, CZYLI INDIE W WERSJI LAJT
Zgiełk miast, zatłoczone pociągi, głośne ulice, ciągłe uśmiechanie się do pozowanych zdjęć (nie chcemy nawet wiedzieć na ilu hinduskich facebookowych profilach jesteśmy) – tak wyglądały Indie jakie do tej pory zdążyliśmy zobaczyć. Do czasu, gdy jeden z napotkanych po drodze Holendrów powiedział nam, że jest takie miejsce, w którym wszystko jest inne, w którym można odpocząć i wyluzować się na całego. Zaintrygowani popatrzyliśmy na niego, gdy entuzjastycznie mówił: – Hampi, jedźcie do Hampi. Wtedy jeszcze nie wiedzieliśmy, gdzie dokładnie jest owe i magiczne Hampi i że zostaniemy tam na dwa tygodnie!
Jak zadbaliśmy o bezpieczeństwo w podróży
Co zniechęca wielu ludzi do podróżowania? Oprócz takich powodów jak brak pieniędzy czy urlopu pojawią się także lęk i strach przed nieznanym. Czyhające z każdej strony niebezpieczeństwo i ogólne nastawienie, że świat jest zły. A tu nas okradną, a tam oszukają lub spróbują naciągnąć. A na dodatek te wszystkie choroby i kataklizmy! Jakby to powiedzieć … idąc po bułki do sklepu także może nam przytrafić się coś złego – więc bez paniki. Założę się, że ryzyko tego, że akurat coś w podróży nam się przydarzy jest takie samo jak w życiu codziennym. Na uniknięcie niebezpieczeństwa w podróży mamy spore szanse. Składa się na to po części szeroko pojęte „ogarnięcie” jak i odrobina szczęścia. Z naszego doświadczenia wychodzi na to, że świat i ludzie są z natury dobrzy. Przez cały rok nie stało nam się praktycznie nic, nie przytrafiło żadne nieszczęście, nikt nas nie okradł, wróciliśmy z głową na karku i wszystkimi kończynami.