Powrót do codziennego, powiedzmy normalnego życia, zajął nam trochę czasu. Trochę czasu zajęło nam także zaprowadzenie porządku wśród zdjęć i filmów z podroży. Tyle tego jest, że na samą myśl o uporządkowaniu odrzuca mnie od komputera!! Jednak wraz ze słońcem za oknem i nieuchronnie zbliżającą się wiosną przybyło nam więcej mocy i oto przygotujcie się na kolejne zdjęcia i wpisy na blogu! Na pierwszy ogień poszło Bali! A to tak, by przesłać Wam trochę więcej słońca i tej soczystej zieleni na którą teraz bardzo czekamy :).
Archiwa
Wyspa Gili Meno raj odnaleziony – tylko czy na długo?
Wyspy Gili, a szczególnie Gili Meno to istny raj na ziemi. Ani wybrzeże indyjskiej Kerali, nie urok tajlandzkich wysp czy też balijskich plaż – żadne z tych miejsc nie spodobało nam się tak jak Meno. Tu znaleźliśmy to, czego poszukiwaliśmy we wcześniejszych (jak nam się wydawało) miejscach szczęścia. Wyobraźcie sobie plażę z bialutkim piaskiem, przejrzystą wodę, z której rafy koralowe widoczne są gołym okiem. Do tego garstka ludzi, brak jakiekolwiek ruchu kołowego. Jednym transportem na wyspie są bryczki konne, a po wyspie biegają tylko radosne koty, bo nie muszą uciekać przed psami, których tu brak!
Yogyakarta – kulturalna część Jawy
Tym razem bez żadnych przeszkód (bo pociągiem, a nie zakorkowanymi drogami) dotarliśmy do kolejnego miejsca na naszej trasie – Yogyakrty, pieszczotliwie nazywanej Yogią. Jak się szybko okazało, nasze wszystkie plany legły w gruzach, gdy pogoda postanowiła się całkowicie popsuć. Padało i padało, a przecież kwiecień to już koniec pory deszczowej! Jak wiadomo w czasie deszczu dzieci się nudzą 🙂 no i pomimo pogody postanowiliśmy odwiedzić kilka miejsc. Zaglądnęliśmy na ptasi targ, dowiedzieliśmy się na czym polega popularna tu technika malarska zwana Batik, podziwialiśmy tradycyjne tańce jawajskie, podpatrywaliśmy proces produkcji lalek, które występują w teatrze cieni zwanym Wayang. Nie zabrakło też polskiego akcentu.
Borobodur – Największa świątynia buddyjska na świecie (Jawa)
Korzystając z dobrej pogody (jej! w końcu nie pada!) ruszamy w stronę świątyni Borobodur, która jest oddalona od Yogyakarty o 40 km. Jako, że jest to największa na świecie świątynia buddyjska, a cena biletu (20$!) dorównuje tym z Angkor Wat, spodziewamy się czegoś naprawdę niezwykłego. Gdy dotarliśmy na miejsce trochę się zawiedliśmy, oczywiście świątynia jest bardzo oryginalna, rzeźbienia świetnie zachowane, okolica tez niczego sobie…jednak ogromnego wrażania na nas nie wywarła. Może to efekt naszej długiej podróży i tego, że już sporo zdążyliśmy zobaczyć i z upływem czasu te nadzwyczajne budowle nie robią już na nas wielkiego wrażenia? Ot, takie zepsucie i ewidentny minus długiej podróży? A może świątynia po prostu nie jest w naszym guście. Ale to co nam się średnio podobało, może Wam spodoba się bardziej :).
To nie sen, to Jawa – Pierwsze wrażenia, Jawa zachodnia
No i jesteśmy w Indonezji! Nie ukrywamy naszego zadowolenia, chodź niestety to ostatni kraj na naszej azjatyckiej drodze. Ponieważ nie mieliśmy czasu by zaprzyjaźnić się z przewodnikiem i poczytać o Jawie, co krok coś nas zaskakiwało. A to liczba pasażerów jaka mieści się w lokalnym autobusie, a to że pokonanie 80 kilometrowego odcinka potrafi zająć 4 godziny. Zadziwiające było też połączenie bananów, czekolady i sera żółtego w jednym daniu czy ilość wody, jaka może spaść z nieba podczas jednej minuty deszczu! A że dawno nic nas tak nie zaskakiwało, więc porzuciliśmy wszelkie przewodniki i poszliśmy na żywioł. Wyszły z tego same ciekawe obserwacje i doświadczenia.