Powrót do codziennego, powiedzmy normalnego życia, zajął nam trochę czasu. Trochę czasu zajęło nam także zaprowadzenie porządku wśród zdjęć i filmów z podroży. Tyle tego jest, że na samą myśl o uporządkowaniu odrzuca mnie od komputera!! Jednak wraz ze słońcem za oknem i nieuchronnie zbliżającą się wiosną przybyło nam więcej mocy i oto przygotujcie się na kolejne zdjęcia i wpisy na blogu! Na pierwszy ogień poszło Bali! A to tak, by przesłać Wam trochę więcej słońca i tej soczystej zieleni na którą teraz bardzo czekamy :).
Pierwsze wrażenie – co ja robię tutaj?
Musimy przyznać się, że trochę inaczej wyobrażaliśmy sobie naszą ucieczkę z zatłoczonej i ciasnej Jawy na Bali…Może mielibyśmy inne wrażenia gdybyśmy na pierwszy ogień nie trafili do Kuty. Ale co zrobić, praktycznie każdy przybywający na wyspę zaczyna właśnie z tego miejsca (to tutaj znajduje się lotnisko w pobliskim Denpasar). Zamiast zielonej, romantycznej i bajkowej wyspy zastaliśmy hedonistyczną rozpustę w postaci dyskotek, klubów, centrów handlowych, ekskluzywnych butików czy SPA. Jedno trzeba tylko Kucie przyznać – ma godną podziwu szeroką plażę oraz przepiękne zachody słońca.
By odnaleźć wyjątkowość Bali udaliśmy się do miasta Ubud, które to miało być ostoją spokoju i odprężenia. I chociaż jest tu spokojniej niż w Kucie to jednak nie czuliśmy się zupełnie swobodnie wśród wystawowych Armanich i Guccich. Do centrum miasta więc często nie chadzaliśmy.
Na szczęście Ubud położone jest w fantastycznym miejscu i wystarczy udać się nawet parę kilometrów za miasto by odpocząć w bujnej zieleni palm oraz tarasów ryżowych. W końcu tutaj można odnaleźć te Bali o jakim marzyliśmy. Oprócz przyrody zachwyciła nas także balijska architektura, kultura oraz to, że religia przeplata się tu z życiem codziennym tworząc spójną całość oraz niespotykany spektakl.
Jeżeli nie przyjeżdżacie na Bali w celu zakupowo-alkoholowym to zaproponujemy Wam kilka miejsc, w których mieliśmy okazję być i które w sposób szczególny zapadły nam w pamięć.
Jedz, módl się, zwiedzaj
Pierwszym miejscem w jakie udaliśmy się po przyjeździe do Ubud były okoliczne tarasy ryżowe. Postanowiliśmy podążać polecaną Campuhan Ridge Walk i początkowo nam się to udało. Trasa piękna! Jednak warto wystartować rano bo w południe jest tak gorąco, że najlepiej w tym czasie pić zimny sok gdzieś w cieniu drzewa. Trasa nie jest oznakowana, my się trochę zgubiliśmy ale w takim otoczeniu zgubić się to sama przyjemność!
Wracając przechodziliśmy przez małe osady i gospodarstwa podpatrując życie lokalnych mieszkańców oraz uwielbiane tu walki kogutów. Spacerowaliśmy tak kilka godzin kończąc naszą trasę w popularnym Monkey Forest Sanctuary, w którym oprócz hinduistycznych świątyń spotkacie niezłą zgraję ciekawskich małpek.
Po takiej wycieczce nie można lepiej zakończyć dnia niż zaszywając się w jednej z knajpek próbując coraz to nowych smaków indonezyjskich. Naszym zdaniem jest to najbardziej zróżnicowana kuchnia z jaką mieliśmy do tej pory do czynienia. Eksplozja smaków i zapachów, połączeń jakich byśmy się nigdy nie spodziewali (banan, czekolada i żółty ser) doprowadziła nas do niezłej ekscytacji. Jednak to co najbardziej smakowało to sałatka gado-gado, składająca się z gotowanych warzyw, jajek na twardo, zielonych warzyw, tempe (odmiana tofu) i sosu z orzechów ziemnych (takie płynne masło orzechowe). W każdym miejscu przybierała ona różne kształty i formy, jednak zawsze smakowała wybornie!
W Ubud każdy znajdzie coś dla siebie. Turyści na specjalnych prywatnych lekcjach mogą poznać tajniki batiku, gotowania, tańca czy języka. My stosunkowo rzadko korzystamy z tego typu zorganizowanych atrakcji jednak tym razem udaliśmy się na polecane przez naszego gospodarza przedstawienie – Kecak dance.
Gdy rozpoczyna się spektakl jest już ciemno. Nad nami w całej krasie świeci księżyc, po środku sceny pali się ognisko, widzowie siedzą w kręgu na ustawionych krzesełkach – jeszcze nic się nie dzieje, a już jest magicznie. Po chwili na scenę wychodzi kilkudziesięciu mężczyzn, siadają w kółku i zaczynają synchronicznie kołysać się i bujać, jakby w transie, w rytm pieśni o słowach „kecak, kecak”.
Występ przedstawia historię hinduskich bogów, dużo się tu dzieje, pojawia się sporo postaci i przyznać muszę, że łatwo się w fabule pogubić. Na szczęście przed rozpoczęciem przedstawienia otrzymujemy kartkę ze szczegółowym opisem poszczególnych scen oraz streszczeniem całej historii. Mnie najbardziej zachwyciły stroje oraz męski śpiew. Szczegółowość ruchów oraz mimika twarzy aktorów była niebywała. Spodziewałam się dennego przedstawienia a muszę przyznać, ze była to pełna profeska!
„Kecak, kecak, kecak….” huczy cały czas nam w głowie jeszcze długo po zakończeniu widowiska. Dopiero parę dni później przypominamy sobie, że podobną scenę widzieliśmy już w filmie Samsara klika lat temu. Gdzie można obejrzeć taki pokaz na żywo? Miejsc w Ubud jest kilka, my wybraliśmy przedstawienie w Pura Kloncing, bilet kosztuje 75 000 rupii (około 20 zł). Pokazy w tym miejscu organizowane są w soboty, niedziele i wtorki o godzinie 19. Bilety można kupić w licznych biurach podróży lub przed pokazem.
Jednym z lepszych pomysłów na zwiedzanie Bali jest wypożyczenie skutera i objechanie wyspy. Skutery można wypożyczyć w hostelach jak i na ulicy. Nam jednak z pogodą się nie poszczęściło, przez większość dnia padał deszcz :(, dlatego też zdecydowaliśmy się na objazdówkę po okolicznych świątyniach Ubud. Wycieczkę kupiliśmy w naszym magicznym biurze podróży za 125 000 rupii/osobę (ponieważ już sporo osób pytało o to biuro podróży to powiemy Wam gdzie ono się znajduje – kliknij ). Wyjazd trwał cały dzień i oprócz świątyń trafiliśmy na plantację kawy luwak, gdzie mogliśmy spróbować tej najdroższej kawy na świecie :). Oprócz tego zwiedziliśmy także świątynię Tirta Empul, która jest chyba najczęściej fotografowaną świątynią na Bali. Balijczycy przychodzą tutaj by odbyć rytualną kąpiel w basenach. Spędziliśmy tu sporo czasu obserwując oczyszczenie przybyłych pielgrzymów, widok skojarzył nam się z indyjskim Varanasi, gdzie podobna kąpiel odbywa się nad brzegami Gangesu.
Kolejną świątynią na naszej trasie okazała się Pura Besakih, w której odbywało się hinduistyczne święto i niestety nie mogliśmy wszędzie wejść, mimo przyodziania sarong. Świątynia uważana jest za największą na wyspie przez co odbywa się tu sporo ceremonii.
W gigantycznym korku dojechaliśmy do kolejnej atrakcji jaką była świątynia Gunung Kawi zwaną świątynią wyrzeźbioną w skale. Nazwa adekwatna, znajdziemy w tym miejscu szereg wykutych w skale reliefów. Kompleks nas specjalnie nie zachwycił ale jego położenie już tak. Otoczenie tarasów ryżowych, palm, soczystej zieleni oraz zapach deszczu pamiętamy lepiej niż to jak wyglądała ta świątynia…
Ostatnią świątynią jaką odwiedziliśmy tego dnia była Goa Gajah czyli świątynia słonia. Wejście do niej, w kształcie twarzy demona, trochę nas zaskakuje, takiej świątyni się nie spodziewaliśmy! Od tego miejsca rozpoczyna się też ścieżka przez tropikalny lasek, warto się przejść – my na drodze spotkaliśmy pająka wielkości dłoni!
Podsumowując ten wyjazd, to było warto, zwłaszcza, że tego dnia padało cały czas. Busik zatrzymywał się w ciekawych miejscach widokowych na krótkie przerwy. Kierowca po angielsku co prawda nie mówił, ale jak ktoś chce zasięgnąć języka o danym miejscu to przy każdej świątyni można spotkać lokalnych przewodników.
Nasyciliśmy się świątyniami i zielenią a zgodnie z naszą obserwacją i doświadczeniem im dalej na wschód tym piękniej, więc nie zastanawiając się długo udaliśmy się na wyspy Gili, o których możecie przeczytać tutaj – klik
Praktycznie
Dojazdy
Na lotnisko Denpasar z Yogyakarty dostaliśmy się samolotem liniami Air Asia. Lot trwał niecałą godzinę. Bilety kupiliśmy dwa dni przed wylotem i kosztowały około 80 zł/osobę. Z lotniska do Kuty dostaliśmy się taksówką. Nie braliśmy jej bezpośrednio na lotnisku tylko zaraz za płotem lotniska 🙂 Cena dwa razy niższa!
Dojazd z Kuty do Ubud postanowiliśmy zorganizować sami nie korzystając z tak zwanych shuttle busów. Jak się szybko okazało nasz styl na „zosię samosię” zupełnie się nie opłacał, w sumie podróż kosztowała nas tyle co busikiem turystycznym, przy czym zmarnowaliśmy na ten transport cztery godziny zamiast tradycyjnie jednej. Autobusy lokalne z dworca Batubulan bem terminal jeżdżą tylko wtedy, kiedy się zapełnią (lub płać panie za całość busika!). Jako, że turyści wybierają zazwyczaj busy turystyczne a miejscowi jeżdżą do Ubud motorami, czekać na pełne obłożenie trzeba długo…
Noclegi
O wyborze noclegu w Ubud zadecydowała wyszukana opinia w internecie (oczywiście dobra). Rzadko kierujemy się opiniami przy wyborze noclegu (zazwyczaj chodzi o jak najtańszy nocleg) jednak skorzystaliśmy i nie zwiedliśmy się w ogóle. Mowa o Adi House Homestay, cena za pokój to około 50 zl/2 osoby, w cenie pyszne śniadanko przynoszone prawie do łóżka :). A co najważniejsze czysto i w dobrej lokalizacji.
Jeden nocleg, tuż przed wylotem do Australii spędziliśmy w Anika Melati Hotel, który znajduje się przy lotnisku (15 minut piechotką). Cena za pokój to około 45 zł/2 os.
4 comments
Przepiękne zdjęcia cudowne miejsce!
Ja tam już byłem i bardo polecam 🙂
Jeszcze nie byłam, a bardzo bym kiedyś chciała.. Teraz jeszcze bardziej mi tęskno do tego małego marzenia.. 🙂
jak poruszac sie po Bali zeby zwiedzic najfajniejsze miejsca?