Podczas gdy w Polsce panuje teraz pełnia lata (a raczej panować powinna) tak w Australii trwa obecnie zima…Jak wygląda zima w Australii pokazywaliśmy Wam już we wcześniejszych wpisach – 22 stopnie, pełna słońca, krótki rękaw itp. Trochę nam to wszystko tu nie pasowało, dlatego w poszukiwaniu prawdziwej zimy wybraliśmy się w góry! W końcu zima zimą być musi! Na naszym kolejnym wolontariacie wylądowaliśmy w miejscowości Blackheath w samym środku Gór Błękitnych (lub Blue Mountains). Jak się szybko okazało, trafiliśmy w dziesiątkę nie tylko z powodu niezwykłych krajobrazów i terenów do trekkingu, ale także w końcu znaleźliśmy zimę!
Trochę inne góry
Góry Błękitne okazały się trochę innymi górami niż te, które odwiedziliśmy wcześniej i które z definicji powinny mieć wierzchołki, szczyty czy inne piki. Po pierwsze gdzie okiem nie sięgnąć tam lasy, morze lasów, szczytów żadnych nie widać tylko gdzieś w oddali kilka pagórków falujących w słońcu. Trochę nas to zdumiało więc postanowiliśmy czym prędzej w te góry się udać. Jak się okazało już na pierwszej wycieczce, spacer rozpoczyna się tu z góry a kończy się na dole (trochę odwrotnie niż np. w Tatrach), a trasy zamiast zboczami wiodą lasami i kanionami. Dopiero pod koniec trasy szlak wiedzie pod górę, gdzie wraca się do punktu wyjścia. W tej Australii nic nie może być normalne – nawet góry!
Po drugie – jakie te góry błękitne? Gdzie nie spojrzeliśmy tam zieleń i pomarańczowe skały. Podobno nazwa wzięła się od porastających góry drzew eukaliptusowych, których ulatniające się olejki eteryczne powodują, że nad lasami unosi się lekka niebieska mgiełka…Dziwne to, bo w sumie na całym wschodnim wybrzeżu lasy wyglądają bardzo podobnie niebiesko…No ale niech im będzie.
Trasy piesze są tu bardzo urozmaicone. Znajdziemy trasy krótkie i łatwe oraz parudniowe i wymagające. Wszystkie prowadzą przez niesamowite krajobrazy. Zdarzyło nam się rozpocząć szlak w lesie niemal tropikalnym (jak w Jurrasic Park) a skończyć w przepięknym kanionie. Inna trasa wiodła przez klify i urwiska, gdzie po drodze mijaliśmy wiele wodospadów, jeszcze inna prowadziła wzdłuż rzeki, a kończyła się w ogromnej jaskini. Na dodatek ludzi na szlaku niewielu (przynajmniej na tych mniej popularnych). Marzą mi się Tarty z taką ilością piechurów jak tutaj! Czasami przez trzy godziny trekkingu nie spotkaliśmy nikogo, tylko my i niebo nad nami oraz takie widoki:
Każdy kto lubi aktywny wypoczynek będzie zadowolony z pobytu w Górach Błękitnych. Nic więc dziwnego, że w każdy weekend, wakacje czy inne święta mieszkańcy Sydney (góry są oddalone o 100 km od miasta) przyjeżdżają tu chętnie i licznie. By chronić przyrodę całe pasmo górskie zostało wpisane na listę światowego dziedzictwa UNESCO. I wcale się tym wszystkim turystom nie dziwimy bo miejsce to należy do naszej czołówki najciekawszych miejsc w Australii jakie zobaczyliśmy.
Jest zima więc jest zimno!
W czasie kiedy stacjonowaliśmy w górach przyszło niezłe ochłodzenie, silny wiatr poprzewracał drzewa, temperatura spadła do zera, w kominku trzeba było palić i nawet kupiliśmy czapki zimowe! Jednak śniegu się nie doczekaliśmy.
W te chłodne dni towarzystwa dotrzymywała nam zrelaksowana Anna, nasza gospodyni, która pokazała nam wszystkie najciekawsze miejsca w regionie. Jak tylko dowiedziała się, że lubimy wspinaczkę podwiozła nas w miejsce, które w cieplejszym sezonie okupowane jest przez rzeszę wspinaczy. Niestety pogoda ani temperatury nie sprzyjały wspinaniu. Pozostała nam tylko czysta irytacja, że będąc tutaj, widząc te wszystkie puste drogi wspinaczkowe, przepiękne skały nie możemy się powspinać. Już pogodziliśmy się z faktem, że wszystkiego podczas jednej podróży nie da się zrobić, następnym razem przyjedziemy tu w lecie i ze sprzętem wspinaczkowym!
Poza górami w okolicy jest sporo innych atrakcji. My jednak przy pieszych wycieczkach pozostaliśmy. Wieczorami lubiliśmy przechadzać się opustoszałymi ulicami miasta Katoomba (około 8 tysięcy mieszkańców), które w sezonie kwitnie turystycznie, jednak teraz, szczególnie po zmroku przypomniało miasteczko niczym z serialu Twin Pekas. Jak będziecie w okolicy koniecznie zajrzyjcie do knajpki z jedzeniem Libańskim (polecamy falafel!!).
A na koniec zagadka – gdzie jest Ania? 🙂
Praktycznie
Dojazd – z Sydney czy Newcastle najlepiej i najtaniej dojechać tu można pociągiem. Cena biletu to około $8 za osobę (cena ta sama, nie ważne skąd jedziecie.). Do Sydney jedzie się 2 godziny. Pociąg po drodze zatrzymuje się we wszystkich turystycznych miejscowościach, więc bez problemu można przemieszać się między nimi.
Noclegi i wyżywienie – w okolicy Blue Mountains znajdziecie około 20 miejsc do wolontariatu (www.helpx.net)
Trasy – By zaplanować sobie wycieczkę po górach polecamy stronę www.wildwalks.com, znajdziecie tu wszystkie szlaki w okolicy.
Wspinaczka – Ilość i trudność poszczególnych dróg w rejonie możecie sprawdzić tutaj – klik
Pogoda – w lipcu (środek zimy) temperatura potrafi nocą spaść do zera, jednak w ciągu słonecznego dnia bywało całkiem ciepło, około 15-20 stopni. Śnieg się zdarza, jednak podobno sporadycznie, a jak już spadnie to jest go niewiele.