Pierwszy tydzień w Australii minął nam nadzwyczaj miło i sielsko. Znajdujemy się obecnie w Terytorium Północnym, trzecim co do wielkości regionie Australii, gdzie liczba mieszkańców nie przekracza 230 tysięcy. Nic dziwnego, że czujemy się lekko zagubieni i nie wiemy dokładnie gdzie jesteśmy gdy lądujemy u Ross i Bruce’a – naszych gospodarzy. Dookoła w promieniu kilku kilometrów nie znajdziemy niczego, żadnego domu, sklepu, nic…tylko nasza farma, ogromne hektary ziemi, kicające kangury oraz gromada domowych zwierzaków. Ach, jak cudowanie!
Dzięki serwisowi helpx.net (o którym to jeszcze napiszemy), mieliśmy okazję popracować na farmie znajdującej się w pięknej ciszy i na całkowitym odludziu. O tym, jak mało ludzi mieszka w okolicy dowiedzieliśmy się, gdy zepsuło nam się auto i czekaliśmy dwie godziny na jakąkolwiek pomoc :). Farma na której się znaleźliśmy położona jest na samych rogatkach Parku Narodowego Litchfiled, który oddalony jest od Darwin około 100 km kierując się na południe. Nasi gospodarze okazali się wspaniałymi ludźmi z niezwykłym życiorysem! Wystarczy tylko powiedzieć, że Bruce z sierocińca w Anglii trafił za młodu do Australii, gdzie między innymi uganiał się za bawołami, pracował w kopalni uranu oraz w straży pożarnej! Nie starczyłoby nam czasu by opisać wszystkie niezwykłe historie Ross i Bruce’a – ale powstaje właśnie książka, w której zostaną one zamieszczone. Jak tylko się ukaże damy znać, zobaczycie jakich niesamowitych ludzi można tu spotkać! W ciągu tego tygodnia nauczyliśmy się sporo o pracy wokół takiego gospodarstwa (a jest jej ogrom!) jak i o samej Australii. Gdy mieszka się tak daleko od cywilizacji trzeba zadbać o wszystko! Nie wyskoczysz do sklepu po cukier, bo do najbliższego masz ponad 30 km. Nic dziwnego, że w ich domu znajdują się trzy ogromne lodówki, w których trzymają zapasy :). Dzięki rodzinnej atmosferze jaką tworzy ta para przez cały ten czas, chociaż tak daleko, czuliśmy się jak w domu :).
Ale co my tam właściwie porabialiśmy? Poza rozmowami przy przepysznym winie, koszeniem hektarów pól, pieleniem w sadzie, ścinaniem drzew, opieką nad zwierzakami, gotowaniem i sprzątaniem znalazł się tez czas na przyjemności :). Po wypracowanej ilości godzin dostaliśmy od Bruca do dyspozycji samochód i na cały dzień ruszyliśmy do pobliskiego parku. Park Litchfield rozciąga się na 1500 km kwadratowych, więc by zobaczyć większość jego atrakcji trzeba poruszać się niestety samochodem. Tłoku na drodze nie ma, turystów w parku też niewielu, chociaż rozpoczął się sezon turystyczny (w Terytorium Północnym rozpoczyna się w maju, gdy na południu Australii zaczyna spadać temperatura).
Do większości atrakcji można dojechać samochodem osobowym, jednak by odwiedzić nieliczne z nich pochowane w sercu parku trzeba poruszać się samochodem z napędem 4×4. Co kryje Park Litchenfield? Samą naturę! Oprócz zwierzaków (kangury, krokodyle, ogromne nietoperze, papugi różnej maści) są tu liczne wodospady, rzeki oraz gigantyczne kopce termitów.
Najbardziej popularnym miejscem w parku jest wodospad Wangi – niestety podczas naszego pobytu nie można było się tam kąpać. Powód oczywisty – krążące w pobliżu krokodyle :).
Za to kąpiel pod “Cascades” wynagrodziła nam wszystko! Woda chociaż rześka i zimna nie przeszkadzała nam w dłuższej posiadówce.
Kolejnym bajkowym miejscem był wodospad Florence – tam także Rafał nie mógł nacieszyć się wodą i widokami.
Kolejne super miejsce na relaks i odpoczynek to Buley Rockhole!
Żeby nie było, że tylko leżymy i się pluskamy – wodospad Tolmer w całej okazałości.
Na zakończenie wycieczki odwiedziliśmy miejsce, gdzie znajdują się ogromne kopce termitów (nawet 3 – 4 metrowe!).
Praktycznie:
W parku znajduje się wiele miejsc, gdzie można rozbić się z namiotem, bądź kamperem (opłata to około 5$/os). W większości tych miejsc były dostępne toalety, prysznice oraz co chyba najbardziej nas zdziwiło miejsca do gotowania z dostępnym gazem! Park jest w świetny sposób przystosowany do osób niepełnosprawnych, jeżdżących na wózkach inwalidzkich. Praktycznie do każdego miejsca widokowego były poprowadzone specjalne drogi dojazdowe. Wszystkie parkingi super czyste i zadbane. Przy każdej atrakcji znajduje się mapka, opis miejsca oraz okolicy. Ah….daleko nam jeszcze do takiego stanu rzeczy w Polsce, a szkoda! Przed wyjazdem do parku warto sprawdzić, czy któraś z atrakcji nie jest przypadkiem zamknięta i gdzie na daną chwilę można się kąpać. Informacje o bieżącej sytuacji w parku można sprawdzić tutaj – klik.
2 comments
Kotek Muszka? No proszę, mnie się właśnie na kolanach układa podobnych rozmiarów tyle, że pręgowany szary kotek Mucha. Internacjonalne imię jak widać. Pozdrawiam serdecznie
Widzę, że nabraliście doświadzenia w pracy na roli, więc po powrocie będzie miał kto mnie wspomagać 🙂