Święta pod palmami – tak wyszło. Miała być plaża ale ze względu na sam środek sezonu turystycznego postanowiliśmy ominąć Goa szerokim łukiem (ceny, ceny, ceny!). Nie mogliśmy podjąć lepszej decyzji, bo Hampi okazało się dla nas rajem :). Miasteczko to jest położone 300 km od Goa i bez wątpienia dorównuje lajtowym klimatem i normalnymi cenami. Co tu dużo mówić – spędziliśmy tam 2 tygodnie, i to chyba mówi samo przez się.
Co można robić w małej wiosce przez 2 tygodnie?
My nie narzekaliśmy na nudę. Codziennie chodziliśmy na jogę, powspinać się na skałki (o wspinaniu w Hampi będzie osobny wpis), jeździliśmy rowerem, zwiedzaliśmy pobliskie zabytki, smakowaliśmy się w lokalnym jedzeniu oraz bujaliśmy się w hamaku czytając książki. Czy można chcieć więcej? Takich osób jak my było tu więcej, niektórzy nieźle się tu zadomowili będąc tu już 3 miesiąc (szczególnie turyści z Izraela). Może nie ma tu oceanu, ale jest rzeka nad którą także miło spędza się czas.
Miejscowy klimat sprzyja dłuższemu posiedzeniu w Hampi. Spokojna atmosfera, muzyka reagge (lub trans, zależy gdzie się trafi), uśmiechnięci ludzie, duża ilość przyjemnych knajpek. Czujemy się tu trochę jak na Jamajce, a nie w Indiach :). Polecamy szczególnie tę część miasta, która znajduje się po drugiej stronie rzeki. Jest tam dużo spokojniej i klimatycznie. O tym, jak było nam tu dobrze można rozpisywać się stronami, ale przejdźmy do konkretów.
Hampi (dawno, dawno temu – Widźajanagara) to pod względem historycznym niezła perełka. Na 26 km kwadratowych znajduje się około 550 świątyń i pomników, które dzięki swojej unikalności zostały w 1986 roku wpisane na listę światowego dziedzictwa UNESCO. Miasto to w drugiej połowie XVI wieku zostało zniszczone przez wojska muzułmańskie, jakie nawiedziły tą część Indii. Podczas półrocznego oblężenia praktycznie całe miasto zostało zniszczone a to, co po nim zostało możemy oglądać po dziś dzień.
Punktem centralnym Hampi jest świątynia Virupaksha (skąd rozpoczynamy wycieczkę rowerową). Jest wysoka na 50 metrów przez co widać ją praktycznie z każdego miejsca. Wejście na teren przyświątynny to wydatek zaledwie 2 rupii. Warto mieć ze sobą kilka drobnych monet. Po lewej stronie od wejścia stoi słoń, który za drobna opłatą (wkładaną bezpośrednio do trąby) pobłogosławi darczyńcę :). Słoń lubi także banany i poranną kąpiel, którą można zobaczyć nad rzeką w godzinach 8-10 (niestety nie każdego dnia).
Do dalej położonych świątyń najlepiej dotrzeć rowerem/skuterem/motorem. Załączamy mapkę trasy po świątyniach (trasa oznaczona kolorem zielonym, sorry, że taka nie wyraźna, ale lepszej nie mieliśmy). Warto sobie zrobić całodzienną wycieczkę by zobaczyć przynajmniej większość z nich. Objechanie całego kompleksu rowerem powinno zająć nie więcej niż 4-5 godzin.
Wstęp do większości świątyń jest całkowicie za darmo. Tylko do stajni płaci się 250 rupii za bilet, ale jest to także bilet wstępu do świątyni Vittala, gdzie praktycznie kończy się nasza wycieczka (można stąd dojechać skrótem do Hampi). Powrotna droga do Hampi to około 2 km, i nie przejmujcie się, że miejscowy powie wam, że rowerem się nie da. Da się, a w dwóch miejscach trzeba po prostu poprowadzić rower, no chyba, że wolicie się wracać tą samą drogą przez jakieś 10 km ….
Świątynia Vittali jest zachowana w całkiem dobrym stanie. Na środku placu stoi tu kamienny rydwan, który to podobno jest bardzo unikalny, gdyż w całych Indiach istnieje bardzo mało tego typu świątyń.
Krótszą, ale też mniej ciekawą wycieczkę można zafundować sobie w stronę miasteczka Anegondi, gdzie po drodze mija się świątynię Hamunam, w której rządy sprawują spore patrole małp, a niedaleko znajdują się małe wodospadziki (dosłownie!).
Praktycznie:
Ceny wypożyczenia – roweru (około 40-50 rupii za cały dzień), motoru (150 rupii za cały dzień), skutera (200 rupii za cały dzień). Jazda jest dosyć łatwa, motor wypożyczany jest nawet tym, co nie mają na niego prawa jazdy.
Zajęcia jogi – w wielu miejscach organizowane są zajęcia dla różnych poziomów wtajemniczenia. Dominuje tu ashtanga joga, a zajęcia są zarówno w godzinach porannych (od 7:30 do 10) oraz w godzinach popołudniowych (17-19). Cena za jedną 1,5 godziną lekcję to około 200 rupii. Często jak zadeklaruje się uczestnictwo w dłuższym kursie, cenę można negocjować. Nie potrzebna jest własne mata, w większości miejsc są one na wyposażeniu.
Ceny wypożyczenia sprzętu wspinaczkowego – jeżeli chodzi o buty to nie pamiętamy (mieliśmy swoje), ceny crashpadów bardzo się różniły. Najtaniej jest w restauracji/bungalowach Goans Corner, cena to około 50 rupii/materac.
Jak się dostać na drugą stronę rzeki:
Najlepiej łódką, która kursuje tu codziennie od godzin rannych do godziny 18. Cena za kurs w jedną stronę 10 rupii/osobę. Za plecak (duży lub inny bagaż) lub rower płaci się dodatkowo 10 rupii.
Bankomatu w samym Hampi nie ma (kiedyś był ale się popsuł) jest za to kilka w miejscowości (nazwy nie pamiętam) oddalonej o 5 km do Hampi. Są za to kafejki internetowe (cena około 40 rupii/godzinę) i sklepiki gdzie można kupić wszystko co najbardziej potrzebne.
Polecamy:
Jedzenie: Ceny w knajpach nie należą do najniższych. My baardzo polecamy knajpkę Happy Budda, ceny umiarkowanie niskie, najlepszy chyba widok na rzekę, dobre jedzenie i jeszcze lepszy chilloutowy klimat.
Nocleg:
Polecamy szczególnie te noclegi po drugiej stronie rzeki. Dominują zwłaszcza małe chatki (ceny od 150 rupii do 500) z łóżkiem po środku i niczym więcej. Jest też parę noclegowni za wyższą cenę (od 500 w górę) więc jest w czym wybierać.
1 comment
Super, własnie będę niebawem w tym rejonie i nie powiem ten wpis zachęcił mnie do odwiedzenia Hampi. Widzę klimatyczne fotki z noclegowni ? Macie może jakieś namiary na te kwatery ? jakaś nazwa ? W limicie 150-500 rupi ? Pozdrawiam!