Tajlandia jako kraj turystyczny nie musi się zbytnio reklamować. Piękne plaże, ciepła i błękitna woda oraz słońce mówią same za siebie. Miejsc na wypoczynek, relaks, imprezowanie czy inne zachcianki w całej Tajlandii dostatek. Turysta znajdzie tu wszystko, dosłownie wszystko a nawet znacznie więcej :). Jak wśród tych wszystkich pokus wybrać to idealne miejsce na wakacje? Postaramy się Wam pomóc.
Podczas naszych podróży zwracamy uwagę nie tylko na uroki i atrakcje danego miejsca ale także na jego klimat i nazwijmy to typ turysty, który będzie nas otaczał przez okres naszego wypoczynku. Jedni z Was podczas takiego urlopu w Tajlandii będą poszukiwać rozrywki, inni spokoju a jeszcze inni zapragną spędzić ten czas z rodziną. W poprzedniej części pisaliśmy o wyspie Ko Tao – klik. Dziś przyszedł czas na porównanie kolejnych trzech bardzo popularnych turystycznych rejonów jakimi są wyspa Koh Lanta, Koh Phangan oraz plaża Ton Sai w prowincji Krabi. Przeczytajcie może znajdziecie coś dla siebie i wybierzecie się na kolejne wakacje właśnie w jedno z tych miejsc.
Ko Lanta – relaks na całego!
Ah…Koh Lanta…Piękna i cudowna. Mieliśmy spędzić na tej wyspie dwa może trzy dni, ale po kilku godzinach spędzonych na wyspie wiedzieliśmy, że zostaniemy tu trochę dłużej. Urzekła nas szczególnie spokojna atmosfera. W miejscu, w którym byliśmy nie było głośnych dyskotek, plaże były czyste a woda przejrzysta. Więcej szczegółów znajdziecie poniżej.
Zatłoczenie – Nie oszukujmy się, na wyspę przyjeżdża całkiem sporo turystów, jednak wielkiego zatłoczenia na plażach nie widać. Noclegi znajdują się praktycznie wzdłuż całej linii brzegowej więc i turyści są rozproszeni po całej wyspie. My zakotwiczyliśmy się na plaży Klong Nin, gdzie turystów była garstka.
Typ turysty – z naszych obserwacji wynika, że na wyspę zjeżdżają rodziny z dziećmi oraz małżeństwa w swojej podróży poślubnej. Dzięki temu panuje to stosunkowo spokojny klimat.
Klimat wyspy – Plaża Klong Nin oraz Klong Hin to naszym zdaniem oaza spokoju. Znajdziesz tu knajpki na plaży ale bez głośnych dyskotek. Ogólnie życie poza plażą toczy się tu dosyć spokojnie. Naszym zdaniem klimat wyspy jest idealny dla wszystkich którzy nie lubią głośnych imprez, lubią się wyspać i nie przepadają na tłokiem. Zupełna odwrotność pobliskiej Koh Phi Phi. Dla nas perfekcyjnie!
Noclegi – Nocleg bez rezerwacji można znaleźć bez problemu, pod warunkiem, że masz sporo w portfelu. Inaczej radziłabym zarezerwować nocleg przez internet, bo w sezonie możecie spędzić kilka godzin na poszukiwaniu miejsca do spania. Świetne promocje noclegowe znajdziecie wyszukując nocleg poprzez porównywarkę cen Hotels Combined. Z pomocą przyjdzie Wam biały miś, który zbierze wszystkie najbardziej korzystne oferty z serwisów rezerwacyjnych i z pewnością podpowie coś najbardziej korzystnego w dobrej cenie i sprawdzonej opinii.
Pierwszy nocleg na wyspie znaleźliśmy najtaniej za 500 batów ale nie był taki szałowy dlatego też drugiego dnia zrobiliśmy obchód po okolicznych ośrodkach i wybraliśmy bambusowy domek, w miarę tani, jak na okoliczne standardy, usytuowany przy samej plaży w Monkey House. Cena za domek to 500 batów/dobę. Prysznic z zimną wodą oraz dostęp do internetu. Na plaży Klong Nin znajduje się także sporo droższych resortów, w sumie najwięcej noclegów znajdowało się w przedziale 900-1700bathów/ noc (stan na styczeń 2014).
Jedzenie – standardowo w knajpach przy plaży ceny są o wiele wyższe niż w tych znajdujących się przy ulicy. Danie obiadowe (pad-thai czyli makaron z warzywami i innymi dodatkami) można znaleźć już za 40-50 batów (4-5 zł) w małych ulicznych barach. W knajpach ze stolikami nad brzegiem morza ceny tego samego dania kosztują od 60 -100 batów (6 – 10 zł), a w resortach jest jeszcze 2-3 razy drożej. Małe piwo przy plaży kosztuje około 600 batów (ok 6 zł).
Atrakcje – Tak jak na większości tajskich wysepek najlepiej wypożyczyć skuter i objechać wyspę dookoła, zatrzymując się na urokliwych plażach. Liczne biura podróży w swojej ofercie mają ogrom wycieczek, nie tylko po wyspie. My skorzystaliśmy z całodniowej wycieczki na snorkeling na 4 wyspy Koh Ngai, Koh Chuek, Koh Mook, Koh Maa. Są to bardzo popularne i jedne z lepszych rejonów do podglądania podwodnego życia. Całodniowa wycieczka (od godziny 8 do 17) kosztuje średnio 800 batów/osobę. W cenie dojazd, łódka, snorkeling, sprzęt do pływania, przewodnik, woda do picia oraz lunch. Jak dla nas bomba! Mnóstwo kolorowych rybek, rafy, super widoczność i piękne plaże. Polecamy!
Przy większości ośrodków tuż przy samej plaży, znajdziecie bambusowe platformy na których praktycznie przez cały dzień można skorzystać z masażu tajskiego (polecamy bardzooo bardzooo!) Cena takiego masażu przy plaży to koszt około 300 batów (30 zł). Można znaleźć i tańsze, ale nie przy plaży, tylko gdzieś przy ulicy – cena około 180-200 batów.
Udogodnienia – Na wyspie można zaopatrzyć się zupełnie we wszystko. Jest sporo sklepów spożywczych, aptek, straganów z jedzeniem, kawiarni i sklepów z ubraniami. W centralnym punkcie znajduje się także punkt medyczny oraz kilka bankomatów.
Dojazd – My na Koh Lantę kierowaliśmy się z prosto z Malezji. Z George Town do Hat Yai bilet na busik kosztował nas około 30 ringgit (około 30 zł). Z Hat Yai kierujemy się na Koh Lantę także busikiem za 350 batów. Przeprawa promowa nie trwa długo i prom (z busikiem) dopływa tylko do Saladan Pier a stamtąd już lokalnym tuk tukiem można dotrzeć na plażę jaką się chce. Z Koh Lanty możecie promem popłynąć wszędzie. Na Koh Phi-Phi, Krabi czy Phuket. Są też bezpośrednie transfery do Bangkoku.
Krabi – raj wspinaczkowy
Nie mogło być inaczej. Będąc w Tajlandii musieliśmy odwiedzić słynną prowincję Karbi, a dokładnie plażę Ton Sai – mekkę wspinaczkową. Dostaliśmy co chcieliśmy ale w przeciwieństwie do Koh Lanty, chcieliśmy zostać tu dłużej a niestety zostaliśmy tylko kilka dni. Dlaczego? Przeczytajcie.
Zatłoczenie – no właśnie! Zatłoczenie to główny powód naszej skróconej wizyty na Ton Sai. Masa ludzi na plaży – fakt, że pięknej i szerokiej.Tłoczno w knajpkach, nie wspominając już o skałkach. Trochę nas to zniechęciło tym bardziej, że przypłynęliśmy tu z Koh Lanty gdzie klimat był zupełnie inny…
Typ turysty – Na Ton Sai spotkacie zazwyczaj wspinaczy, na pobliskiej Railey turystów z grubszym portfelem. Nie polecałabym tego miejsca na wypoczynek z dziećmi (dużo ludzi, szeroka plaża = łatwo się zgubić).
Klimat miejsca – gdybym miała opisać jednym słowem SPECYFICZNY. Dlaczego? Otóż na Ton Sai klimat trochę bardziej jak dla nas normalny. Tanie knajpki, wspinacze, dusze artystyczne i backpackersi. To tworzy klimat luzu i względnego chilloutu. Na sąsiedniej plaży Railey, która swego czasu została okrzyknięta najpiękniejszą plażą na świecie, atmosfera trochę gęstnieje. Roi się tu od wystylizowanych pań i drogich restauracji. Taki klimat nie dla nas…
Ceny noclegów – Na Ton Sai znajdziecie kilka tańszych miejscówek. My wybraliśmy domek w Base Camp (500 batów/noc) ze względu na bliskość wypożyczalni sprzętu wspinaczkowego. Zachwyceni warunkami nie byliśmy ale większość domków w pobliżu wyglądało podobnie i znajdowało się w takiej samej cenie. Oczywiście znajdziecie i droższe noclegi, bliżej morza, jak i odrobinę tańsze (400 batów) ulokowane w głębi lądu.
Jedzenie – jak to w Tajlandii – pyszne! Ceny tak jak wszędzie podobne do siebie. Pad thai kosztuje około 60 batów, zupka tajska podobnie. Oczywiście mówimy tu o knajpkach nie restauracjach. Jedno nas tylko niemile zaskoczyło, mianowicie ceny w sklepach, których swoją drogą jest bardzo mało. Praktycznie ceny wszystkich produktów były 40-50% wyższe niż w innych miejscach. Może wynika to z faktu, że większość towaru najłatwiej jest tu dowieźć łodzią i stąd te ceny? Nie wiem…ale piwa na Ton Sai się nie napiliśmy.
Atrakcje – największą atrakcją tego miejsca jest bez wątpienia wspinaczka! Jeżeli jeszcze nie próbowaliście wspinania to nie ma lepszego miejsca na pierwszy raz. Znajdziecie tu kilka szkół wspinania, które proponują jedno, dwu, trzydniowe kursy zarówno dla początkujących jak i dla tych bardziej zaawansowanych. Takie kursy znajdziecie między innymi w Base Camp. Dla tych co już liznęli wspinania proponujemy wypożyczenie sprzętu i udaniu się w skały samemu. Ceny wypożyczenia szpeju (w Base Camp) to 1000 batów (100 zł) za cały dzień dla dwóch osób. W zestawie znajduję się: lina, buty, uprzęże, ekspresy oraz przyrząd. Jakoś sprzętu nie powala, ale nie jest też tragiczny. Jeżeli ktoś nastawia się na poważne wspinanie lepiej zabrać własny sprzęt z Polski. Poniżej cennik z wypożyczalni Base Camp.
Jeżeli ta forma wspinania nie bardzo Wam odpowiada to proponujemy trochę inną, nastawioną bardziej na zabawę czyli deep water solo, co w wolnym tłumaczeniu można wyjaśnić jako formę wspinania bez asekuracji. Jak kończy się takie wspinanie? Skokiem do wody! Zapewniamy, że będziecie się dobrze bawić! Cena takiej 7 godzinnej wycieczki to 700 batów/ osobę. W cenie jest sprzęt, lunch, woda, na łódce mieliśmy też sprzęt do snorkelingu. Poziom trudności wspinaczkowej był zróżnicowany. Podpływaliśmy do różnych skał więc każdy znalazł coś dla siebie :). Do dyspozycji turystów są także kajaki (około 300 batów za 3 godziny).
A jeżeli nie szukasz mocnych wrażeń to pozostaje nic innego jak plażowanie oraz podziwianie obłędnych zachodów słońca.
Udogodnienia – sklepy na Ton Sai zaopatrzone są raczej słabo, nie ma także bankomatów, najbliższy przy plaży Railey. Nie powinny Was zdziwić czasowe braki w dostawie prądu. Na Ton Sai ścieżki są ciemne, nie oświetlone więc dobrze zaopatrzyć się w latarkę, czołówkę.
Dojazd – Na Ton Sai najłatwiej dostać się łódką. Przykładowe ceny:
Łódka z Phi – Phi – 300 batów
Łódka z Koh Lanty – 400 batów
Taxi boat z Railay Beach do Ton Sai Bay Beach- 50 batów
Koh Phangan – impreza z domieszką chilloutu
Na Koh Pangan spędziliśmy w sumie dwa przemiłe tygodnie. Ponieważ poprzednim razem byliśmy na sąsiedniej wyspie Koh Tao, tym razem postanowiliśmy udać się na podobno najbardziej imprezową wyspę w Tajlandii. Wyspa słynie z dzikich imprez nazywanych Full Moon Party, które odbywają się podczas pełni księżyca. Ponieważ taki imprezowy klimat nie jest w naszym stylu postanowiliśmy się tym nie przejmować. W końcu wyspa jest całkiem spora i nie wszędzie słychać dudniącą muzykę.
Zatłoczenie – nasz pobyt na wyspie przypadał akurat na porę deszczową, ale jak się okazało tylko z nazwy. Pierwsze dwa tygodnie września okazały się bardzo łaskawe. Deszczu wcale nie było tak dużo (mocniejszy tylko wieczorem) i temperatury nie zabijały tak jak w styczniu. Średnio było około 28 stopni. Idealna pogoda na leniuchowanie i zwiedzanie. Tłoków na wyspie także nie zauważyliśmy. Objechaliśmy wyspę kilka razy dookoła w praktycznie wszędzie był luz. Może po prostu taka pora. Jedynie w okresie imprezy Full Moon zjechało się trochę turystów z sąsiednich wysp. Ale trwało to dwa może trzy dni. Poza tym relaks i spokój.
Typ turysty – Spotkaliśmy sporo par, które tak jak my odpoczywały na plaży, jak i kilka rodzin z dziećmi. Na wyspie jednak dominowali typowi backpackersi jak i imprezowicze nastawieni na balowanie od rana do wieczora.
Klimat wyspy – na ogół spokojny, przynajmniej na plaży Ao Si Tahnu, gdzie przebywaliśmy większość czasu. Tak jak pisaliśmy powyżej wzmożony ruch zaobserwowaliśmy na dwa, trzy dni podczas Full Moon Party. Jednak i to nie zakłóciło naszego wspaniałego relaksu.
Ceny noclegów – tak jak wszędzie, w zależności od standardów ceny były zróżnicowane. Skromny domek przy plaży można znaleźć już za 300 batów (30 zł). Te nieco bardziej wypaśne (murowane) średnio za 700-1000 batów. Nam zależało na fajnej, czystej plaży więc wybraliśmy domek w Nice Sea Resort (resort tylko z nazwy) za 450 batów/dobę. W domku łóżko i łazienka z zimną wodą oraz co najważniejsze dwa hamaki na werandzie! No i do morza 100 metrów! Nam więcej do szczęścia nie potrzeba :).
Jedzenie – ceny w knajpach przy ulicy o wiele tańsze niż te nad morzem czy w ośrodkach. My upodobaliśmy sobie szczególnie knajpkę Mama Pooh’s Kitchen. Ceny bardzooo rozsądne a jedzenie jeszcze bardziej! Polecamy szczególnie sałatkę z papai oraz wszystkie zupy. Uważajcie na kubeczki smakowe i nigdy nie zamawiajcie dań najbardziej pikantnych! Ania ma wysoką tolerancję na ostrość dań ale tu pierwszy raz się popłakała i spociła :).
Atrakcje – Na wyspie możliwe jest wszystko. Oczywiście hitem wyspy jest wspomniana już impreza Full Moon, która odbywa się przy każdej pełni księżyca. Nawe my się skusiliśmy i udaliśmy się na imprezkę. Impreza odbywa się na plaży a wejściówka kosztuje 100 batów. Oprócz hektolitrów alkoholu, masy pijanych ludzi i głośnej muzyki możecie spotkać się tu ze skokami przez płonące obręcze, malowaniem ciała, pokazami tanecznymi oraz całą masą ciekawych reakcji poalkoholowych ludzi z całego świata :).
Jednak gdy mocne imprezy nie leżą w zasięgu Waszych zainteresowań polecamy po prostu wypożyczenie skutera (nam trafiła się nówka sztuka za 200 batów/dzień) i objechanie wyspy. Z plaż, które odwiedziliśmy najbardziej podobała nam się plaża Salat. Wodospady o tej porze roku były wyschnięte i naprawdę trudno było je nawet zauważyć. Poza tym na wyspie działa sporo miejsc, gdzie możecie ponurkować, zobaczyć tajski boks czy pobawić się jak dzieciaki na jeziorze Hut.
Udogodnienia – W każdej z wiosek znajdziecie wszystko co potrzeba. Sklepy, bankomaty, biura podróży, pralnie, masaże, fryzjerzy i co tylko sobie zażyczycie.
Dojazd – Na wyspie znajduje się wiele biur podróży, które zorganizują dojazd gdziekolwiek chcesz! Mieliśmy trochę utrudnione zadanie bo dostaliśmy się tu z Phuket. Autobus plus prom na wyspę kosztował nas 600 batów/osobę. Podróż trwała cały dzień. Autobus z Phuket do przystani promowej w Surat Thani jedzie około 4 godzin, następnie 3 godziny promem i jesteśmy na miejscu.
Z Koh Phangan do Bangkoku można dostać się na wiele możliwych sposobów. My wybraliśmy nocny autobus, który jest podobno bardziej wygodny i można się w nim w miarę komfortowo przespać, kosztuje (w cenie też prom) około 1200 batów. My ani się nie wyspaliśmy ani jakoś nie czuliśmy lepszego komfortu jazdy. Plusem była klimatyzacja. Autobusy, które jadą za dnia kosztują około 700 batów.
Podsumowując – gdybyśmy mieli wrócić raz jeszcze w jedno z tych miejsc to byłaby to Koh Lanta. Cenimy sobie spokój i względną ciszę, którą tam odnaleźliśmy. Nie było też takiego tłoku jak np. na wyspie Koh Tao. Na Krabi też byśmy wrócili ale poza sezonem i z własnym sprzętem wspinaczkowym. Koh Phangan także nam przypadła do gustu ale niestety plaże nas jakoś nie zachwyciły a oto chyba w wypoczynku na plaży chodzi. Mamy nadzieję, że nasze spostrzeżenia pomogą Wam wybrać miejsce dla siebie. Udanych wakacji!!
4 comments
Czytałem…obejrzałem zdjęcia…no i nadal nie wiem którą wybrać 😉 A we wrześniu się właśnie wybieramy z żoną
Wybór jest trudny, to fakt 🙂 Gdzie nie traficie pewnie i tak będzie fajnie 🙂
Zamieszczone zdjęcia są przepiękne, aż chce się tam jechać. Szczerze zazdroszczę Wam takich widoków.. Łezka w oku się kręci na myśl, że nie mogę sobie pozwolić na taką wyprawę 🙂
Podróż marzeń!! 🙂 ogólna kwota w PLN…. ? ile trzeba mieć ze sobą? :))