Wpis o tanim podróżowaniu po Australii cieszy się dużą popularnością naszych czytelników (przejdź do wpisu – klik). Idąc tym tropem postanowiliśmy podzielić się z Wami także naszymi doświadczeniami z budżetowego podróżowania po Nowej Zelandii. Tak, jak już pisaliśmy o Australii tak i napiszemy w przypadku Nowej Zelandii – tanio podróżować się nie da, można tylko zaoszczędzić i po prostu wydać mniej. Jednak nie należy się tym zrażać i przy najbliższej okazji kupować bilety i planować podróż korzystając z naszych porad.
Wybór sportów ekstremalnych i innych turystycznych rozrywek jest tak tutaj rozwinięty, że łatwo stracić głowę i w krótkim czasie wydać połowę oszczędności. Nowozelandczycy wyczuli biznes nosem, bo skoro ktoś wybiera się na wyspę, gdzieś „na końcu świata” to przecież skoczy na bungee, zaszaleje na raftingu czy przeleci się awionetką nad lodowcem – w końcu nie po to tu przyjechał by oszczędzać, ale by wydawać! My po 10 miesiącach podróży na tego typu imprezy – na bogato – pozwolić sobie nie mogliśmy, byliśmy już na skraju naszego budżetu. Kombinowaliśmy więc jak się tylko dało, by zaoszczędzić i jak najdłużej poznawać ten cudowny kraj. W dużej mierze korzystaliśmy już z doświadczeń zebranych wcześniej w Australii, jednak o wielu rzeczach nie wiedzieliśmy i musieliśmy zweryfikować je na nowo. Dziś dzielimy się z Wami naszymi doświadczeniami.
—
Przede wszystkim warto zapamiętać, że do Nowej Zelandii jedzie się podziwiać naturę i delektować pięknymi krajobrazami. W miastach poza dobrą kawą, kilkoma sklepami i paroma ciekawymi muzeami nic nie znajdziecie. W miastach zazwyczaj jest też dużo drożej, chociaż nie jest trudno o dobry i ciekawy couchsurfing.
—
Łącznie w Nowej Zelandii spędziliśmy 55 dni i przejechaliśmy około 3000 kilometrów, z czego 1584 kilometrów pokonaliśmy stopem, 735 km autobusem a na koniec 600 km kamperem (skorzystaliśmy ponownie z Relocation Deals – przeczytaj co to jest tutaj – klik). Zaznaczamy, że nasza podróż odbywała się w sezonie nowozelandzkiej zimy, w niskim sezonie turystycznym.
Autobusy – O ile pociągami nie jeździliśmy to o autobusach możemy powiedzieć same dobre słowa. Kilka razy byliśmy zmuszeni do skorzystania z busa, a bilety zazwyczaj rezerwowaliśmy poprzez stronę internetową przewoźnika www.nakedbus.com. Cena biletów kupionych z małym wyprzedzeniem była niższa niż np. u przewoźnika Intercity.co.nz. Minusem Nakedbusów jest to, że w sezonie zimowym nie na wszystkich trasach autobusy jeżdżą codziennie. Przykładowe ceny: za odcinek z Franz Jozef do miasta Wanaka (290 km) zapłacimy w przybliżeniu $20 (około 55 zł). Także wybierając się na słynny Milford Sound skorzystaliśmy z oferty jednodniowej wycieczki przewoźnika Nakedbus. Kosztowało nas to $99/osobę, ale byliśmy bardzo zadowoleni z jakości i zakresu ich usług. Więcej o wycieczce do Milford Sound przeczytasz tutaj – klik.
Gumtree.com.au – serwis internetowy, który świetnie sprawdził się nam w Australii, w Nowej Zelandii okazał się całkowicie bezużyteczny. Najwięcej aktualnych ofert przejazdu czy zakupów/sprzedaży znajdziecie na serwisie trademe.co.nz.
—
Autostop – Nasz plan początkowy był całkiem ambitny, bowiem całą Nową Zelandią chcieliśmy przemierzyć stopem :). Jeżeli chodzi o wyspę północną, która jest bardziej zamieszkała i gdzie panuje większy ruch samochodowy, plan ten udało nam się zrealizować w 100%. Nie mieliśmy problemu ze złapaniem stopa nawet w tych mniej uczęszczanych rejonach. Co prawda trzeba było czasami postać nawet i godzinę ale nigdy nie dłużej. Plan zachwiał nam się tuż po przedostaniu się na wyspę południową. Jak się okazało samochodów jeździ tu znacznie mniej, bo i miej mieszka tu ludzi. Do tego doszedł niski sezon turystyczny i niestety parę razy po długim wyczekiwaniu na poboczu, zmuszeni byliśmy do skorzystania z autobusów.
Ludzie, którzy zabierali nas na stopa zawsze przestrzegali przed niebezpieczeństwem jakie czyha na nas ze strony innych Nowozelandczyków, którzy potencjalnie zabiorą nas na stopa. Na szczęście nigdy nie znaleźliśmy się w niebezpiecznej sytuacji, co najwyżej w dziwnych. Np. gdy jeden chłopak nakłaniał nas do wspólnej modlitwy i zadawał osobliwe pytania dotyczące naszej wiary :), albo gdy siedzieliśmy trochę spięci ze strzelbą na kolanach 🙂 (dla sprostowania Pan jechał na polowanie, które jest meeega popularne w Nowej Zelandii). Nam włos z głowy nie spadł i możemy polecić Wam tę formę transportu. Pamiętajcie jednak, że zawsze należy być trochę przezornym i ostrożnym nawet w takiej Nowej Zelandii!
—
Samochodem = Relocation deals – pisaliśmy o tym sposobie przemieszczenia się tutaj – klik. Samochodem osobowym zdarzyło nam się jeździć kilka razy (pożyczali nam gospodarze z naszych wolontariatów). Większość kierowców jeździ spokojnie i rozważnie. Drogi są dobre, miejscami potrafią być kręte no i autostrad się nie spodziewajcie. Dla osób, które wcześniej nie jeździły po lewej stronie może być na początku trochę ciężko ale do wszystkiego idzie się przyzwyczaić. Chociaz może nie bierzcie z nas przykładu. My nadal, chociaż minął już miesiąc od powrotu do Polski mijamy ludzi z lewej strony ;). Jeżeli chodzi o Relocation deals to w sezonie zimowym nie było problemu ze znalezieniem wolego samochodu/kampera. Oczywiście najwięcej ofert pojawiało się na najbardziej popularnych kierunkach jak z Queenstwon do Chritchurch czy z Auckland do Wellington. Jako, że w lipcu i sierpniu trwa niski sezon i ceny samochodów do wynajęcia są niższe możecie poszukać rabatów np. na samochody Juicy car, czy za pośrednictwem strony www.budget.co.nz.
Samolot – Jest idealnym rozwiązaniem dla osób, które chcą przedostać się z wyspy północnej na południową. Ceny biletów są porównywalne do przepłynięcia promem, czyli nawet od około $50/osobę. By być na bieżąco z promocjami proponujemy zapisać się do newslettera takich linii jak Air New Zealand oraz Jetstar. Do Australii (Sydney) z Auckland lecieliśmy liniami LATAM za $157/osobę, na pokładzie przekąski, napoje oraz darmowe filmy :).
==
Rowerem – co prawda nie widzieliśmy żadnych śmiałków, jednak teren i krajobrazy na rowery są tutaj stworzone. Na południowej wyspie śmigaliśmy rowerami kilka razy ale na krótkich odcinkach i musimy przyznać, że tras rowerowych jest mnóstwo! Ich zróżnicowanie i stopień trudności są niesamowite!
==
Kupno samochodu – podobny dylemat jak przy kupnie samochodu w Australii. Biorąc pod uwagę opcję powyższych środków transportu kupno samochodu chyba się nie kalkuluje. No chyba, że zamierzacie spędzić w Nowej Zelandii rok albo i dłużej…
Hostele – Do wyboru do koloru. Hostele, hotele, pensjonaty są wszędzie. Jako, że byliśmy w niskim sezonie ceny noclegów były trochę niższe i można było trafić na niezłe promocje. Średnio za nocleg w hostelu płaciliśmy $25-$27 za osobę (67-70 zł). W sporej ilości hosteli internet był bezpłatny, czasami noclegi były ze śniadaniem, a czasami dodatkiem była wieczorna zupa czy popcorn. Zazwyczaj przy rezerwacjach korzystaliśmy z booking.com lub hostelworld.com. Wszystkie noclegi były ok, i chociaż rzadko narzekamy to odradzimy Wam hostel w Wellington o nazwie The Dwellington. Oprócz całonocnej imprezy zlokalizowanej przy samych drzwiach dormitorium (nie zmrużyliśmy całą noc oka) i brudnych toalet, najbardziej zraziło nas podejście obsługi, która to właśnie ze swoimi znajomymi imprezowała i pozostałych gości miała w głębokim poważaniu!
==
Helpx/Wwoofing – o tej formie podróżowania pisaliśmy już wcześniej (przejdź do wpisu – klik). Jak dla nas numer jeden jeżeli chodzi o zwiedzanie Nowej Zelandii (tak samo było w przypadku Australii) – nie dość, że zaoszczędziliśmy pieniądze, nauczyliśmy się wielu przydatnych rzeczy, to jeszcze poznaliśmy niesamowitych ludzi! W Nowej Zelandii znajdziecie około 2500 miejsc, w których możecie wypróbować jeden z wolontariatów. Korzystanie z Helpxa zimą niesie dodatkowe korzyści. Nigdy nie mieliśmy problemu ze znalezieniem gospodarzy w miejscu, które nas interesuje. Pewnie było to spowodowane mniejszą ilością backbackersów w tym okresie, na czym tylko korzystaliśmy :). Jeden fakt różnił nowozelandzkie wolontariaty od tych australijskich. Czytając opinie natrafialiśmy niestety też na te negatywne, co przy wyszukiwaniu australijskich helpixów rzadko się zdarzało. Tak czy inaczej zdecydowanie warto spróbować tej formy podróżowania jeżeli zależy Wam na zaoszczędzeniu kilku a nawet kilkuset dolarów.
==
Couchsurfing – co to jest couchsurfing, pewnie większość z Was wie (jak nie to zapraszam tutaj – klik). W Nowej Zelandii tylko kilka razy korzystaliśmy z gościnności couchsurferów. Zazwyczaj nie mieliśmy problemu ze znalezieniem „kanapy”. Mieliśmy też niezły przekrój naszych noclegów, od wypasionego domu i wożenia się po mieście najnowszym mercedesem, po studenckie mieszkanie gdzie trudno było znaleźć czysty widelec :/.
House sitting – czyli nic innego, jak opieka nad domem/mieszkaniem lub zwierzętami. Zazwyczaj polega na sprzątaniu domu, pielęgnacji ogrodu czy opiece nad zwierzakami pod nieobecność właścicieli. Idealne rozwiązanie dla poszukujących zaczepienia się w jednym miejscu na dłużej. Często można zobaczyć oferty opieki nad domem na 2-4 miesiące. Nam tak dobrze szło z wolontariatami, że nie kombinowaliśmy z house sittingiem, ale jeżeli jesteście zainteresowani odsyłam do strony, gdzie można znaleźć oferty – klik.
Namiot – tym razem z namiotu nie korzystaliśmy, sprzedaliśmy nasz w Australii, by pozbyć się zbędnego bagażu. Natomiast sprawa z campingami wygląda całkiem dobrze. Może tych płatnych pól namiotowych jest mniej niż w Australii, nie mówiąc już o bezpłatnych, ale i takie można tu znaleźć.
\\
Zakupy spożywcze i nie tylko
Zakupy najlepiej jest robić w sklepach sieci New World, Countdown oraz Pak’n’Safe. Przykładowe ceny produktów ($1 = 2,70 zł): Wino 0,75 l od $8 do $10 smakowało nam bardzo :), mleko 2 litry $4, pasta humus na kanapki (400 g) $3, mrożone warzywa (500 g) $2, batonik typu Mars $1 – $2, maffin $3, dżem pomarańczowy $3, banany (1kg) $2, kiwi (1kg) $1, musli (500 g) $4, brązowy ryż (500 g) $ 2.50, chleb tostowy już od $1, ciabata $3, woda mineralna (sześciopak) $4, papryka (1 sztuka, niski sezon) $3, kawa gdzieś w kawiarni około $4.
==
Najtańsze są produkty pakowane w duże pudełka, kosmetyki są stosunkowo niedrogie. Najwięcej promocji trafia się na słodycze i produkty przetworzone, rzadko kiedy na owoce czy warzywa. Ceny świeżych warzyw w sezonie zimowym to był jakiś koszmar! Ponad 8 zł za jedną paprykę?! To już lekka przesada. Sami Nowozelandczycy przyznają, że owoce i warzywa są bardzo drogie. Lepiej opłaca się je kupować na targach czy w sklepach typu „warzywniak” i to tylko produkty sezonowe. Teraz już wiemy dlaczego przy prawie każdym domu opiekowaliśmy się ogrodem i grządkami z truskawkami czy ziemniakami…
Zwiedzanie i atrakcje turystyczne
Atrakcji turystycznych w Nowej Zelandii jest tyle, że głowa mała! Warto zaopatrzyć się foldery turystyczne z rabatami i zniżkami na różnego rodzaje muzea, parki czy inne przyjemności. Takie książeczki z rabatami można zgarnąć już na lotnisku czy w informacjach turystycznych. My bardzo polecamy stronę bookme.co.nz, na której na bieżąco możecie śledzić promocje. Niekiedy można zarezerwować wybraną atrakcję już z 70% zniżką. Należy się jednak śpieszyć, przy rezerwacji panuje zasada „kto pierwszy ten lepszy”.
W Nowej Zelandii wstęp do większości parków narodowych czy rezerwatów przyrody jest bezpłatny. Wyjątkiem jest np. trekking do Milford Sound, gdzie nawet liczba pieszych na trasie jest ograniczona. By dostać pozwolenie na wymarsz najlepiej zapisać się rok wcześniej. Poza tym szlakiem na całej wyspie istnieje wiele pięknych wielodniowych trekkingów. Gdzie, co i jak możecie dowiedzieć się na stronie – klik
==
Inne
Z internetem w Nowej Zelandii jest chyba troszkę lepiej niż w Australii. Dostępny jest w hostelach, często za darmo, czasami trzeba wykupić dostęp za np. $5 za dostęp na 24 godziny.
Jeżeli chodzi o wybór sieci komórkowej to naszym zdaniem bardzo dobra i tania jest sieć Vodafone. Kartę sim wraz z $20 na koncie można kupić za dokładnie tą samą cenę. Kartę jak i doładowania można kupić w centrach handlowych lub na poczcie. Tu w przeciwieństwie do Australii do kupna karty SIM nie był nam potrzebny paszport.
Jeżeli chodzi o wizę turystyczną to dla obywateli Polski nie jest ona wymagana, chyba, że ktoś planuje swój pobyt na dłużej niż 90 dni. Jak zdobyć wizę Work&Travel pisaliśmy dosyć szczegółowo tutaj – klik
Plusy i minusy podróży zimą
Naszym zdaniem podróżowanie zimą jest całkiem przyjemne i ma zdecydowanie więcej plusów niż minusów. Może mieliśmy szczęście, ale pogodę mieliśmy świetną. Średnie temperatury w dzień słoneczny sięgały 15 – 20 stopni w dzień pochmurny około 10. Rano było trochę chłodnawo, czasami pojawiały się gruntowe przymrozki. Jednak najbardziej obawialiśmy się deszczu, a takiej totalnie brzydkiej pogody, podczas której nie dało się nigdzie wyjść mieliśmy może 5-6 dni! Śnieg chociaż leżał w górach, nie przeszkadzał nam zbytnio w naszych planach, jedynie dzień był trochę krótszy więc 10-12 godzinne wymarsze były trochę utrudnione.
—
Jedynymi minusami było to, że:
– Podróżując na stopa trzeba uzbroić się w cierpliwość, ruch turystyczny jest mniejszy niż w sezonie (przynajmniej na wyspie południowej)
– Przy turystyce wodnej (rafting, surfing) chłód może być trochę niekomfortowy. Jeżeli ktoś myśli o kąpielach w morzu to niestety zimą będzie trochę chłodno, no chyba, ze jesteście morsem 🙂
– Wykluczyliśmy spanie pod namiotem bo nie zabraliśmy lepszego sprzętu, ale dla przygotowanych taka pogoda nie powinna stanowić problemu
– Przy dużych opadach śniegu, niektóre drogi mogą być czasowo nieprzejezdne
Plusy
– Ceny noclegów, biletów wstępu, wypożyczenia samochodu, bilety lotnicze itp. są o wiele niższe niż w wysokim sezonie turystycznym
– Łatwiej o fajny relocation deals
– O wiele prościej jest znaleźć dobry wolontariat (Helpx.org) czy zaczepić się na Couchsurfingu
– Mniej turystów na szlakach, więc ma się więcej przyrody i natury dla siebie!
– Mniej autostopujących na drogach, więc większa szansa dla Ciebie
Jeżeli macie jakieś pytania, wątpliwości to piszcie do nas śmiało. Wydaje nam się, że tak do końca nie wyczerpaliśmy tematu budżetowego podróżowania po Nowej Zelandii. Powyżej znajdują się tylko te najważniejsze według nas aspekty taniego podróżowania po wyspie kiwi :).
A na koniec przepis na tradycyjne ciasto nowozelandzkie (chociaż Australijczycy twierdzą, że to ich ciasto) – PAVLOVA. Koniecznie udekorujcie owocem kiwi! Smacznego!
Mieszkaliśmy przez miesiąc w Toskanii. Brzmi jak sen? A żyliśmy jak w bajce! Serio, nie…
Jeszcze będąc w Polsce i planując naszą trasę podróży po Omanie, wiedziałam, że pustynia to…
Ten wpis miał powstać już dawno - bo w czasie twardego lockdownu… Przyszła pandemia gdy…
Jabal Shams nazywany jest Wielkim Kanionem Bliskiego Wschodu. A ponieważ Wielkiego Kanionu nie widzieliśmy to…
Po przepięknym dniu spędzonym w Nizwie czas ruszać dalej w kierunku Kanionu Jabal Shams. Ale…
W lutym 2020 jeszcze nie widzieliśmy, że ten wyjazd będzie naszym ostatnim wyjazdem zagranicznym na…
View Comments
Zaintrygowała mnie ta mapa... Rozumiem, że Nowa Zelandia jest w centrum (tak jak na polskich mapach świata Polska jest na środku), ale dlaczego jest do góry nogami? Mapy nie zawsze mają północ na górze? chyba szukam dziury w całym :P
O to należy spytać nowozelandzkich pomysłodawców tego nowego porządku świata :). Chociaż i tak nie spodziewałabym się jasnej i jednoznacznej odpowiedzi :) My przymykaliśmy oko na te egocentryczne wybryki, których w Nowej Zelandii znaleźliśmy sporo.
Rewelacyjny i bardzo przydatny artykuł :-) Przyznam, że mapa po "nowozelandzku" wygląda nieco dziwacznie, aczkolwiek przyciąga wzrok - niezwykle oryginalna. Może w kolejnym wpisie napiszecie więcej o wybrykach Nowozelandczyków? ;-)
Świetny artykuł - mój pierwszy jaki u Was przeczytałam. Zostaję tu dłużej i nadrabiam zaległości. A Nowa Zelandia zrobiła się już bliższa niż dalsza :) Pozdrawiam!
Jedno słowo - RE-WE-LA-CJA!! ;)))) duże dzięki dla Was!! We wrześniu na pewno skorzystam z Waszych wskazówek ;)
Nie ma za co :) W razie pytań pisz śmiało! No i udanego wyjazdu!!
Świetny artykuł. Cieszę się, że nie tylko ja mam takie odczucia co do Nowej Zelandii, studiowałam tam przez pewien czas (na University of Canterbury) i trochę zwiedzałam w tamtym okresie. Nowa Zelandia jest po prostu piękna.
Jedno pytanko - jeśli ktoś robi wolontariat to może normalnie robić go na wizie turystycznej?
Dziękuję z góry za odpowiedz
Super informacje, też jestem zafascynowany Zelandią:) i z Waszymi wskazówkami z pewnością będzie łatwiej spełnić marzenia o podróży;)
95% kraju nie ma zasiegu. zasieg tylko w miastach i na glównych drogach. czasem trzeba przejechac 100 km zeby miec zasieg. leje. nie mozna WOGÓLE wysiadac z auta bo meszki. zawsze i wszedzie. leje. nazi department of tourism zabrania wszystkiego, wszedzie. spanie na dziko to bullshit - albo masa niemców, albo o 6tej rano przychodzi nazi i daje mandat. leje. depresja. kilo baraniny w sklepie 40 dolarów. surowej. gotowej do jedzenia nie ma. kilo czeresni 40 dolarów. leje. benzyna w cenie europy, dwa razy wiecej niz w australii. 4 razy wiecej niz US. leje. meszki. cale fjordy nie maja dróg, sa niedostepne. meszki. leje. komary i baki w arktyce to zero w porównaniu do meszek. leje. zeby znalezc miejsce na noc, trzeba pojezdzic ze 2-3 godziny, wszedzie ploty i zakazy. wszedzie!!!!! aplikacje z miejscami do spania wysylyja wzystkich niemców na malutkie parkingi na 5 aut, stoi sie drzwi w drzwi, jak przed supermarketem. jak sie stanie z boku, to mandat. leje. meszki. nie mozna zagotowac wody
Janusz, to brzmi jak najgorsze wakacje ever! W jakim okresie byłeś, że tyle muszek się zleciało? i ten deszcz :(
pazdziernik-marzec
sprzedaz auta w n. zeelandii – moze nie byc slodko:
konczylem wakacje w n.z w marcu, czyli ichniej jesieni, w
christchurch. oczywiscie chcialem sprzedac auto, kupione tanio i raczej
parchate. kupione z zalozeniem, ze oddam je na zlom. za zlomy placa
roznie, ale max. okolo 300 nzd, w duzych miastach. na dlugo przed
momentem pozbycia sie auta szukalem wszelkich mozliwych sposobow
sprzedazy. i klientow. miejscowi sa kompletnie dolujacy, na ogloszenie –
auto na sprzedaz – zawsze odpowiadaja pytaniem czy auto jest wciaz na
sprzedaz, a po odpowiedzi potwierdzajacej milkna. wszyscy. takie
zboczenie narodowe. jedna niemka w swoim ogloszeniu napisala: tak, auto
jest na sprzedaz, tak, auto jest na sprzedaz. na pewno wciaz dostawala
pytanie, czy auto jest na sprzedaz. w miedzyczasie sprzedalem kola, na
ktorych byly dobre opony, zamieniajac sie na lyse. probowalem sprzedac
akumulator, jako ze mialem drugi, slaby, ktory juz nie chcial krecic po
nocy z przymrozkami. ten slaby wystarczyl, zeby dojechac na zlom.
zapomnialem, ze mam dobry bagaznik dachowy, i ze moge go sprzedac – do
dzis sie pukam po glowie. tak wiec sprzedawalem co sie dalo po kawalku.
oczywiscie przy okazji sprzedazy wszelkiego sprzetu kampingowego i
wszystkiego, co bylo sprzedajne. a w n.z., krolestwie shit,u, wszystko
jest. w christchurch pojechalem na auto gielde dla backpackersow. po
lecie, czyli na koniec sezonu, bylo tam kilkanascie vanow, wartych
miedzy 6 a 15 tys. nzd. i nic innego. I ZERO KUPUJACYCH!!! zero.
mniemniaszki, co to wylozyli taka kase na swoje autka, plakali, ze
latwiej sprzedac auto na antarktydzie. a czego sie spodziewali kupujac
auto? naiwne dzieci? nawet nie bylo tam sępow i naciagaczy, placacych po
500 dolarow za auto. jest ich w tym kraju mnostwo, mnie tez podchodzili
z tak kosmicznymi propozycjami, ze ja bym nigdy takiego oszustwa nie
wymyslil. np. : zostaw mi auto i upowaznij do sprzedazy, a jak go
sprzedam, to ci wysle kase gdziekolwiek w swiecie. i kilka innych, co
juz nawet wole nie pamietac.
konczac wakacje, chcialoby sie pozbyc auta w przeddzien wylotu. a to
jest nieosiagalne, jesli chce sie sprzedac. jak sie sprzeda wczesniej,
to trzeba , przez nie wiadomo ile dni, spac w hostelu. ( w ch.ch. noc w
hostelu dochodzila do 100 nzd., w izbie zbiorczej troche taniej) wiec
sie trzeba kisic w miescie, nie wiadomo po co, w syfie, tracic czas i
pieniadze. bez sensu. a jak sie nie sprzeda? porzucic na parkingu przed
lotniskiem? niektorzy to proponowali. ale 15 tys. nzd szlag trafia. tez
bez sensu.
dalem za swojego parszka 850 dollar, troche w nim musialem dlubac,
przywiozlem sobie podstawowe narzedzia. musialem zmienic opony, bo
zdarlem na szutrach do drutow. oczywiscie ze zlomu. tak ze dolozylem
pare stow na rozne czesci. na zlom oddalem go za 300, za kola wzialem
150. spalem w nim do ostatniej chwili, ze zlomu pojechalem prosto na
lotnisko. ogolnie, nie wydalem na spanie ani jednego centa przez kilka
miesiecy. oczywiscie wydalem na benzyne, bo zeby znalezc miejsce na noc,
czasem trzeba bylo duuuuzo sie najezdzic.
a adolfki z gieldy dla backpackers? nie mam pojecia, ale ich zalamane
miny i wyparowana buta byly slodkie. tudziez ich glupota, bezdenny brak
wyobrazni. das ist keine deutschland, madchen. angielski swiat nie
dziala po niemiecku, a autka do oszustow po 5 stów! albo zostawione
przed lotniskiem….