Po zmianie planów i kierunku jazdy oraz wcześniejszych perypetiach z łapaniem stopa w końcu dotarliśmy na zachodnie wybrzeże wyspy południowej! Wszystko było pięknie i cudowanie do momentu w którym zepsuła nam się pogoda. Lało tak, że o wyjściu na zaplanowane przez nas Pancake Rocks (Skały Naleśnikowe) mogliśmy pomarzyć. I nie było w tym nic dziwnego, podobno pada tu całkiem często, a w latach ’80 był taki rok, że deszcz o mniejszym lub większym natężeniu padał tu codziennie!! Niestety prognozy na najbliższe dni także nie były optymistyczne dlatego z braku lepszego pomysłu ruszyliśmy dalej. Słynnych skał nie zobaczyliśmy ale na zachodnim wybrzeżu znajduje się więcej ciekawych atrakcji.
W krainie lodowców
Lodowce na wybrzeżu zachodnim były dla nas atrakcją turystyczną numer jeden w tym regionie. Po naszych doświadczeniach na Islandii nie mogliśmy się doczekać, by zobaczyć lodowce w Nowej Zelandii. I chociaż nie były tak spektakularne jak na Islandii to i tak polecamy wybrać się w ich rejon.
Można to zrobić na dwa sposoby, pierwszy tradycyjny z tak zwanego buta, albo na bogato czyli z powietrza. Helikoptery wiozące turystów na loty widokowe nad lodowcem krążyły nad naszą głową co chwilę. Tego typu atrakcja jest w Nowej Zelandii szalenie popularna. Cena 20-minutowego lotu to koszt około $200/osobę. My, jak to my, wybraliśmy opcję tańszą czyli pieszą. Ponieważ mieliśmy cały dzień, pogoda była cudowna, a że krótsze trasy w większości były zamknięte, ze względu na pogodę i zniszczenia, wybraliśmy najdłuższy szlak w okolicy – na punkt widokowy Alex Knob. Trasa przewidziana na osiem godzin marszu latem, zajęła nam sześć godzin zimą…i chociaż mieliśmy przemoczone buty i skarpetki (połowę trasy pokonywaliśmy w śniegu) warto było się trochę pomęczyć. Po drodze można podziwiać widoki aż do morza, cieszyć się ciszą i wypatrywać ptaków. Chociaż lodowiec Franz Josef jest bardzo popularny na całym szlaku spotkaliśmy zaledwie siedem osób, reszta turystów wybiera najprostszą wersję czyli godzinny spacer pod czoło lodowca. Jednak co to za przyjemność patrzeć na lodowiec z dołu?
Czarne piaski
Podróżowanie autostopem oprócz zaoszczędzonych pieniędzy oraz poznawania świetnych ludzi ma jeszcze jedną zaletę – nieprzewidywalność. Możesz dojechać tam, gdzie nie planowałeś (bo nie było na to czasu) lub do miejsca o którym przewodniki nie wspominają nawet w jednym zdaniu. Tak też się stało i w tym przypadku. Z miejscowości Hokitika do Franz Josef przemieszczaliśmy się właśnie stopem, z nowozelandzką parą, która zakochana jest w swoim kraju i każdą wolną chwilę przeznacza na zwiedzanie najbardziej oddalonych jej zakątków. I tym razem nam się poszczęściło :). Zostaliśmy zaproszeni na prawdziwy bush walking (taki spacer tylko przez krzaki i błoto) po trasie Hari Hari. Nigdy, przenigdy o tym szlaku nie słyszeliśmy ale zaufaliśmy naszemu kierowcy i dobrze na tym wyszliśmy.
Oprócz niezłej przeprawy mogliśmy zobaczyć przepiękne czarne plaże, zupełnie opustoszałe – no może poza wylegującą się na kamieniach foką, która była nieźle zdziwiona widząc nas tutaj (my też się trochę zdziwiliśmy). Takich miejsc w Nowej Zelandii jest sporo, jednak trzeba wiedzieć gdzie ich szukać, a to już nie taka łatwa sprawa.
Praktycznie
Nocleg w okolicach skał Pancake polecamy zarezerwować w Te Nikau Retreat Backpacker. To tylko trzy kilometry od skał, ale tuż nad brzegiem morza. Cena za osobę w pokoju wieloosobowym to $28, w promocji można zarezerwować pokój dwuosobowy za $60. Obsługa jest bardzo pomocna, jeżeli chcecie mogą Was podwieźć do miasteczka Punakaiki a nawet trochę dalej :). Rano wypiekane są muffiny, bardzo dobre, za jedyna $2. Informacja jaka może się Wam przydać, to fakt iż w okolicy nie ma żadnego bankomatu, a w miejscowym sklepie ceny są wyższe niż w stolicy. Lepiej zrobić drobne zakupy przed przyjazdem do Punakaiki.
Nocleg w miejscowości Franz Josef w hostelu Chateau Franz Backpackers zarezerwowaliśmy przez booking.com co dało nam zniżkę. Za pokój dwuosobowy z łazienką zapłaciliśmy $60. Natomiast miejsce w pokoju wieloosobowym kosztuje około $28. W cenie znajduje się śniadanie (tosty, mleko z płatkami, dżem, kawa, herbata) oraz wieczorna zupa z pieczywem, popcorn i jacuzzi. Warunki całkiem niezłe, czysto i przyjemnie jak na backpackerskie standardy.
Mieszkaliśmy przez miesiąc w Toskanii. Brzmi jak sen? A żyliśmy jak w bajce! Serio, nie…
Jeszcze będąc w Polsce i planując naszą trasę podróży po Omanie, wiedziałam, że pustynia to…
Ten wpis miał powstać już dawno - bo w czasie twardego lockdownu… Przyszła pandemia gdy…
Jabal Shams nazywany jest Wielkim Kanionem Bliskiego Wschodu. A ponieważ Wielkiego Kanionu nie widzieliśmy to…
Po przepięknym dniu spędzonym w Nizwie czas ruszać dalej w kierunku Kanionu Jabal Shams. Ale…
W lutym 2020 jeszcze nie widzieliśmy, że ten wyjazd będzie naszym ostatnim wyjazdem zagranicznym na…
View Comments
Foczka ,lodowiec,widoki super ale zdjęcia z Anią unikatowe