Jeżeli zastanawiacie się nad wakacyjnym wyjazdem i Wasz wybór pada na Tajlandię … to przemyślcie to jeszcze raz i dorzućcie do tej wycieczki Kambodżę :). Także tutaj znajdziecie przepiękne plaże, pyszne jedzenie, serdecznych ludzi (i to jak!), a i ceny generalnie są niższe. No i odpoczniecie trochę od tej perfekcyjnie zorganizowanej Tajskiej turystyki. A jeżeli jeszcze nie przekonały Was nasze relacje to może przekona Was fakt, że tutejsze panie po ulicy chodzą w piżamie! A co! Takie są wyluzowane :). Piżamki, najlepiej bardzo kolorowe, wyglądają na bardzo wygodne. Latem chronią przed słońcem i pyłem, zimą grzeją. A poza tym można zasnąć wszędzie! Ja to bardzo lubię i strasznie zazdroszczę paniom takiego stylu. Tym bardziej, że sama już od pół roku nie mam swojej piżamki!!
Nadszedł czas by przedstawić Wam kolejną odsłonę kambodżańskiego „jak to jest zrobione”. W poprzednim odcinku jeździliśmy bambusową drezyną, jedliśmy placki ryżowe oraz odwiedziliśmy wytwórnię dzbanów (przejdź do odcinka 1 – klik). Dziś zajrzymy krokodylowi w paszczę, poznamy recepturę przekąski o nazwie bamboo sticky rice, odwiedzimy targ rybny i popatrzymy na miliony nietoperzy. Gotowi na kambodżańską wycieczkę?
Zajrzeć krokodylowi w paszczę!
Tak się stało, chociaż zupełnie tego nie planowaliśmy, że pewnego dnia trafiliśmy na krokodylą farmę. Na widok około setki krokodylich „uśmiechów” Rafał skakał podekscytowany, Ania twardo stąpała po kładce z mało ucieszoną miną :). Trafiliśmy do ośrodka, w którym krokodyle dobierały się w pary, zakładały rodziny i wychowywały małe krokodylątka (niestety nie było nam dane pogłaskać takiego malucha). Dookoła nas w basenach czy na wybiegu znajdowało się około sto krokodyli, a ogólnie właściciele farmy mieli ich ponad sześćset! Po co im aż tyle? A no po to by mieć z tego niezłe pieniądze. Jedne krokodyle sprzedaje się do Wietnamu czy Laosu na mięso, a inne do Tajlandii na skórkę. Jak się dowiedzieliśmy w Kambodży kilogram takiego mięsa kosztuje 15$. Mięso jest zbyt drogie dla mieszkańców dlatego też nie jest tu popularne. Jeżeli zechcielibyście być właścicielem takiego żywego krokodyla, to przygotujcie około 500$. Czego nie wiedziałam i było to dla nas sporym zaskoczeniem, to fakt, że krokodyl potrafi dożyć 100 lat! Niestety, większość z widzianych przez nas zwierzaków po 15 roku życia trafia na torebki i inne galanterie. Po 15 latach mija czas rozrodczy krokodyli, wiec zdaniem właścicieli jest on już bezużyteczny…Chociaż nie pałam sympatią do tych stworzeń, jakoś tak zrobiło mi się smutno… chyba już nie odwiedzimy więcej takiego miejsca. Na koniec właścicielka zgarnęła 2$ od łebka i uśmiechnięta pożegnała nas czule.
Bamboo stocky rice – receptura przekazywana z pokolenia na pokolenie
Jedną z ulubionych przekąsek mieszkańców Kambodży, zwłaszcza podczas podróży jest bambusowa tuba z miksem ryżu, fasoli i mleka kokosowego w środku. Zawsze zastanawiało nas co oni tam jedzą z tych dziwnych patyków. Podczas pewnej tuk-tukowej przejażdżki zagadka się rozwiązała. Zatrzymaliśmy się przy straganie, gdzie podobno od wielu, wielu lat ryżowe przekąski wytwarza się tą samą metodą. Co trzeba zrobić by uzyskać bambusowy przysmak:
Po pierwsze: Do wcześniej wydrążonej bambusowej tuby wkładamy ryż i fasolę, zalewamy to mlekiem kokosowym ze szczyptą soli zatykamy korkiem (korek zrobiony jest z liści bambusa) i kładziemy na palenisku. Po około 2-3 godzinach zdejmujemy tubę z paleniska i ostrym tasakiem usuwamy zwęglone części bambusowego opakowania. By dostać się do środka należy najpierw pougniatać tubę w rękach a następnie obrać, tak jak obiera się banana. W środku czeka na nas cudowanie sklejony ryż – taka przekąska jest nie tylko poręczna podczas podróży ale także syta. Na każdą naszą dłuższą podróż kupowaliśmy bambusową tubę budząc tym samym niesamowitą ciekawość zachodnich turystów :). Cena takiej tuby, w zależności od rozmiaru to między 1000 a 3000 riel (około 50 groszy do 2 złotych).
Miliony nietoperzy
Jest takie miejsce niedaleko Battambang, gdzie każdego wieczoru zbierają się turyści z całej okolicy. Wszystko to za sprawą niebywałej ilości nietoperzy, które codziennie w godzinach 17-19 (nigdy nie wiadomo, o której godzinie dokładnie) wylatują z ogromnej jaskini. Nie było w tym nic dziwnego i nadzwyczajnego, gdyby nie fakt, że są ich tam miliony! Od momentu wylotu pierwszego nietoperza z jaskini do ostatniego potrafi minąć nawet 40 minut! Fala jaka wylewa się z groty robi piorunujące wrażenie! Dywan z nietoperzy na niebie faluje niczym wąż. Patrząc z daleka można by pomyśleć, że to dym!
Co się dzieje, że nietoperze jak na komendę wylatują ze swojej norki? Odpowiedź jest prosta – gdy temperatura wieczorem nieco spadnie głodne nietoperki wylatują na łowy :). Jak powiedział nam jednej z miejscowych sklepikarzy nietoperze wracają do jaskini około 3-4 nad ranem, by oczywiście zdążyć przed wschodem słońca. Widok jest niesamowity! A to jak wrażliwy słuch mają małe batmany można łatwo sprawdzić np. klaskając w ręce lub szurając puszką o asfalt. Przy odrobine hałasu nietoperze gubią się w szyku, rozlatują na boki i tracą orientację. Zresztą zobaczcie sami:
Serce kuchni khmerskiej
Jedzenie stało się tematem przewodnim naszych podróży po Azji Południowo-Wschodniej. Co zresztą nie jest to trudne, gdyż na każdym kroku nasze zmysły atakowane są różnymi smakami i zapachami. Tak też się stało w Kambodży. Prahok – tajemniczo brzmiąca nazwa to nic innego jak sfermentowana ryba, która po jakimś czasie przybiera postać pasty. Ogromny, odrzucający smród jaki poczuliśmy na targu rybnym zasygnalizował nam, że właśnie tu wyrabia się khmerski specjał, który właściwie zawsze dodawany jest do tradycyjnych dań.
A więc jak to jest zrobione:
Pierwszą rzeczą jaką robi się po przyniesieniu świeżych ryb jest ich posolenie (i to solidne!). W takim stanie ryby mogą postać kilka godzin, aż przyjdzie ich pora na wypatroszenie. Filety z ryb najpierw rozciera się na masę by później przez kilka godzin suszyć ją na słońcu. Tak przygotowana papkę umieszcza się w specjalnych drewnianych kadziach, gdzie przez kilka miesięcy fermentuje się na całego. Wyobraźcie sobie tylko ten zapach! Kilkadziesiąt beczek, wypełnionych sfermentowanymi rybami, wystawionych na słońce przy 4o stopniowym upale! O-chy-da! Po wizycie na targu i analizie tego co właśnie widzieliśmy i poczuliśmy doszliśmy do wniosku, że nigdy, ale to nigdy nie spróbujemy prahoku! Chwila konsternacji, migawki w pamięci i szybka myśl – zaraz, zaraz przecież my już to kiedyś jedliśmy! (na jednym z przystanków autobusowych, w zupie).OMG! Nigdy więcej!
Informacje praktyczne:
Dojazd z Phnom Penh do Battambang autobusem trwa około 5-6 godzin. Warto wiedzieć, a o czym nie pisze Lonely Planet – od niedawna autobusy zatrzymują się na nowo wybudowanym dworcu około 5km za miastem. Tuk – tuk do centrum powinien kosztować około 2 $.
Nocleg: Polecamy hostel Here be dragons, nie tylko dobre jedzenie i czyste pokoje, ale także świetny klimat i sporo hamaków 🙂
Polecamy także naszego tuk tukowego kierowcę, pana So Phon (numer telefonu: 092938256), który co prawda nie mówi płynnym angielskim, jednak da się go zrozumieć – bardzo uczciwy człowiek. Za całodzienne obwiezienie po okolicznych atrakcjach bierze około 20$. Patrząc na to, że tuk – tuk mieści 4 osoby wychodzi 5$ na głowę za cały dzień atrakcji!
Przy okazji podróżowania po Kambodży i czytania na jej temat wpadł mi w oko fajny blog, o tym jak wygląda życie w tym uśmiechniętym kraju. Więcej możecie przeczytać na blogu Izy Klimowicz www.niedziwinic.wordpress.com
1 comment
Jestem pod wrażeniem tej chmary nietoperzy!