Po 5 tygodniach spędzonych w Tajlandii, gdzie jak pączki w maśle opływaliśmy w turystycznym raju, poczuliśmy się tym wszystkim po prostu zmęczeni. Myśl o Kambodży i o tym jak niewiele o niej wiemy dała nam nadzieję na ponowne spotkanie z przygodą. Nie mogliśmy się doczekać kiedy pojedziemy w nieznane, w mniej turystyczne miejsce.
Falstart na początek
Pierwsze 24 godziny w Kambodży nie należały do najszczęśliwszych. Pierwszy problem napotykamy już na granicy tajlandzko-kambodżańskiej, gdzie kłopotaliśmy się ze zdobyciem wiz. Było to nasze pierwsze spotkanie z tak jawną korupcją! Podczas gdy na innych przejściach granicznych za 30 dniową wizę pobiera się opłatę 20$, tutaj (przejście graniczne Hat Lek/Koh Kong) panowie zażyczyli sobie 30$!! Nasze tłumaczenia i prośby na nic się zdały. Udało nam się wytargować wizy za 25$. Po tym incydencie dowiadujemy się od uśmiechniętego turysty z USA, że Kambodża jest jednym z najbardziej skorumpowanych miejsc na świecie. Na 175 państw Kambodża zajmuje niechlubną 160 pozycję. Na pierwszym miejscu tej listy, jako najmniej skorumpowanego państwa pojawiła się Dania i Nowa Zelandia. Polska dla przykładu jest na 38 miejscu – dane z roku 2013 – klik
Co robić pomyśleliśmy, co kraj to obyczaj. Kolejna fala emocji przyszła, gdy dojechaliśmy do Sihanoukville – nadmorskiego miasta, które miało być spokojną idyllą…Niestety, zamiast tego zobaczyliśmy drugą Tajlandię! Tak sobie wyobrażaliśmy Tajskie najbardziej turystyczne plaże i wyspy, które my starannie omijaliśmy z daleka (na przykład Phuket). Masa turystów, hoteli i barów. Zatłoczona plaża i dudniąca muzyka. Długo się nie zastanawialiśmy, nie po to uciekliśmy z Tajlandii, by znowu wylądować w tym samym sosie! Rano wrzucamy plecaki na garba i wyruszyliśmy dalej na wschód Kambodży z nadzieją na znalezienie spokoju. Przecież nie jest możliwym by cała Kambodża była aż tak turystyczna!
Podejście drugie
Docieramy do miejscowości Kampot. Może dlatego, że nazwa brzmi jak kompot, za którym swoją drogą bardzo tęsknimy, mieścina od razu przypadła nam do gustu… 🙂 Miasteczko jest niewielkie (liczba mieszkańców to około 40 tysięcy) z małą ilością turystów i post kolonialnym klimatem. O tak! O taką Kambodżę nam chodziło! Mieszkańcy są bardzo zrelaksowani i uśmiechnięci, widać że masowa turystyka jeszcze tu nie dotarła. Chociaż w okolicy nie ma powalających zabytków, to decydujemy się odwiedzić to, co miejscowi uznają za atrakcję regionu.
Park Narodowy Bokor – to niewielki park, w którym główną atrakcję stanowi wioska zamieszkała niegdyś przez Francuzów. Do dziś pozostał po niej stary kościół, ruiny pałacu króla Sihanouka oraz kasyno, a także ogromny posąg Lok Yeay Mao, które to stanowią atrakcję dla zwiedzających. Fenomen tego miejsca jest taki, że jest tu trochę chłodniej, niż w pozostałej części Kambodży. Park usytuowany jest na wzniesieniu 1000 metrów, a temperatura waha się tu między 15-25 stopni. To też było powodem, dla którego francuscy kolonizatorzy upodobali sobie te miejsce, jako odskocznię od ciągłych upałów dochodzących do 35 – 40 stopni.
Rejs statkiem po rzece – idealnie wpisuje się w tutejszy zrelaksowany klimat oraz daje okazję zobaczyć życie mieszkańców nabrzeża. Można zażyć kąpieli w rzece przy zachodzie słońca lub udać się na oglądanie świetlików.
Uciekliśmy tam, gdzie pieprz rośnie!
Kep to niewielka miejscowość oddalona od Kampot o 40 minut jazdy. Plaża, market ze świeżymi owocami morza, niewielkie centrum turystyczne z rozwieszonymi wokół hamakami i pomnik kraba – to wszystko co możecie tu znaleźć. Szerokie ulice, gdzieniegdzie opuszczone wille – pozostałości po kolonistach – i puuustki na ulicach, na chodnikach. Podobno jest tu wyjątkowo tłoczno w weekendy, gdy mieszkańcy stolicy zjeżdżają się tutaj tłumami. Miasteczko znajduje się na trasie turystycznej w drodze do Wietnamu – stąd tylko 30 km do granicy wietnamskiej. Co więc robić w Kep? Jak ktoś nie ma dosyć słońca to można plażować, wybrać się na rejs na wyspę króliczą (Rabbit Island), czy potrekkingować po pobliskiej dżungli (około 8-10 km spacer, niewymagający). Warto też poobserwować życie na targu krabów, podziwiać jak kraby poławiane są w wiklinowe kosze przez zręcznych kambodżańskich nurków. Panowie kilkadziesiąt metrów od brzegu taszczą po dnie morza wielkie kosze i co chwila dają nura w słoną wodę, bez maski, łapią kraba i pakują go pod wodą do kosza. Podobno nie można nie spróbować kraba w Kep, gdzie są one najlepsze w całej Kambodży. I faktycznie, potwierdzamy, niebo w gębie!
Tam, gdzie pieprz rośnie
A na koniec, koniecznie! trzeba pojechać tam gdzie pieprz rośnie! Dokładnie – Kep i okolice to kraina pieprzem płynąca. Podobno jeden z lepszych na świecie. Ma on nawet specjalny certyfikat. Z ciekawości i zamiłowania do gotowania (zwłaszcza Rafała) i jedzenia (zwłaszcza Ania) wybraliśmy się na jedną z takich plantacji. Musimy przyznać, że była to całkiem interesująca lekcja. Czy zastanawialiście się kiedyś gdzie i jak rośnie pieprz?
Pieprz jak widać na zdjęciu rośnie niczym wino. Kłącza oplatają słupy, które najczęściej są wyschniętymi badylami. Gdyby były to „żywe” drzewa pieprz mógłby pobierać ich soki, co przyczyniło by się do zmiany smaku pieprzu. Takie rośliny mogą urosnąć nawet do 20 metrów, chociaż na plantacjach hoduje się je do wysokości 4 – 8 metrów. Na naturalnych i organicznych farmach (pieprz najbardziej lubi nawóz z odchodów nietoperzy!) zbiory występują raz na rok. Jak słusznie zaobserwowaliśmy najdroższy pieprz to ten o kolorze białym (cena za 160 g – 10$), czerwony jest trochę tańszy (cena za 160 g – 9$) i najtańszy pieprz to ten najbardziej nam znany, czarny (cena za 160 g – 7$). Biały pieprz ma też najbardziej wyraźny i intensywny zapach. Jego wysoka cena bierze się stąd, iż jest go najmniej. Tak naprawdę to natura decyduje które ziarenko będzie czarne lub czerwone. Z czerwonych ziaren (których jest zdecydowanie mniej niż czarnych) bierze się nie tylko czerwony pieprz, ale też biały, po obskubaniu czerwonej skorupki. Ciekawostka: ze zbiorów naturalnych z jednego takiego 4 metrowego krzaczka można uzbierać około 3 kg pieprzu, natomiast z upraw nie ekologicznych około 8-9 kg. Nas cieszy fakt, że w rejonie Kep takich ekologicznych farm jest ponad 150! Oby tak dalej!
Pieprzniczka i solniczka
Niedaleko plantacji znajdują się pola, na których uprawia się sól. Uprawia się sól? Tak, uprawia :). Niestety nikt nie zdołał nam wytłumaczyć, jak wygląda ten cały proces. Jedyne co wiemy, to że z pobliskiej zatoki na specjalnie przygotowane pola przelewa się wodę morską. Woda ta pod wpływem słońca wyparowuje pozostawiając sól, która następnie jest zbierana i poddawana procesowi czyszczenia. A wszystko to odbywa się bez maszyn, ręcznie! Wygląda to na niezły zapieprz…
Na południu Kambodży próżno szukać niebywałych atrakcji turystycznych, ale taki cały urok tego regionu. Nieśpieszne tępo udziela się bardzo szybko, co daje możliwość obserwacji i rozmowy z mieszkającymi tu ludźmi. Nam ten klimat bardzo się spodobał! Tym bardziej, że Kambodżanie świetnie mówią po angielsku (miła odmiana od niewyraźnie trajkoczących Tajów :)). Mamy nadzieję, że w takim rytmie będziemy podróżować po pozostałych zakątkach Kambodży!
Informacje praktyczne:
Ceny noclegów:
W Kampot ceny za pokój 2 osobowy od 8-10 $. Przy rzece, oddalone o około 2-3 kilometry od centrum znajdują się klimatyczne ośrodki z bambusowymi chatkami, cena od 7$.
W Kep polecamy ośrodek Bakoma – takich luksusów chyba jeszcze nie mieliśmy, i to za tak niskie pieniądze – 8-9$. Można znaleźć ośrodki za 6$, ale pamiętajcie że Kep jest bardzo rozciągnięte i warto wybrać takie miejsce, które nie będzie bardzo oddalone od targu krabów czy plaży.
Dojazdy:
Dojazd do Sihanoukville: Z tajskiej granicy o godzinie 13 rusza autobus, czas przejazdu – około 5 godzin.
Dojazd do Kampot: Z Sihanoukville do Kampot kursują regularnie busiki. Przewoźników jest cała masa, koszt biletu to około 4-5 $.
Dojazd do Kep: Z Kampot to zaledwie 40 minut jazdy, bilet kosztuje 2-3$.
Ceny:
ceny podajemy w dolarach, którymi płaci się tu wszędzie. Lokalna waluta riel wydawana jest przy mniejszych kwotach – 4000 riali to 1$
Kilogram dojrzałego mango – 1$
1,5 litra wody – 2000 riali (około 1,5 zł)
Wypożyczenie skutera na cały dzień – 6-7$
Litr benzyny – około 5000 riali (3,80 zł)
Świeża, duża (z 0,5 kg) grillowana ryba – 2$
Makaron z owocami morza (w miejscowej knajpce) – 1,5 $, w bardziej turystycznym miejscu – 3$
Wielki talerz (dla dwóch osób) pysznych krabów w sosie ze strąkami młodego pieprzu 7-8$
Bagietka – mała: 500 riali (35 groszy) , duża: 1000 riali (70 groszy).
4 comments
Pomnik Duriana! Uwielbiam! 🙂 czekam na dalsze relacje z Kambodży, bo sam tam zabawiłem bardzo krótko, chciałbym zobaczyć co mnie ominęło! I zastanawiam się, czy dotrzecie do najbardziej turystycznego miejsca, czyli do Angkor Wat i Siem Reap? Pozdrawiam!
Mamy zamiar tam dotrzeć 🙂 Niby każdy mówi, że takie turystyczne miejsce i ile tam ludzi – ale po powrocie każdy sobie chwali i mówi, że było warto. Może za tydzień tam dotrzemy 🙂
Niesamowite:) My szykujemy się do Kambodży w przyszłym roku, po Indiach i Tajlandii. Jesteśmy ciekawi kolejnych relacji 🙂
Super! Kambodża zaskakuje nas na każdym kroku – postaramy się napisać jak najwięcej 🙂