Nie wiedząc nawet kiedy upłynął nam tydzień w Pokharze. Po górskich eskapadach marzyliśmy o chwili wytchnienia w jakimś ciepłym miejscu. Pokhara okazała się strzałem w dziesiątkę! Miasto w odróżnieniu od Katmandu jest bardzo spokojne, mniej zatłoczone i w jakimś sensie uporządkowane. Serce miasta stanowi jezioro Phewa, gdzie godzinami można relaksować się w jednym z licznych barów.
Pokhara w latach 60 XX wieku była mekką hipisów i musimy powiedzieć, że w pewnym stopniu ten zrelaksowany klimat utrzymuje się do dzisiaj. Rozbrzmiewająca muzyka Boba Marleya, kolorowi ludzie, nieśpieszne tępo powoduje, że można stracić tu poczucie czasu!
Ale nie samym klimatem miasto przyciąga turystów. Pokhara ma wiele do zaoferowania zwłaszcza dla ludzi lubiących mocne wrażenia. Paragliding, motolotnie, paralotnie, rafting, rowery górskie to tylko kilka propozycji spędzania tu wolnego czasu. W mieście działa prężnie kilkanaście biur, które organizują te szalone eskapady oraz trekkingi w najróżniejsze miejsca Himalajów.
Dla lubiących bardziej spokojne spędzanie wolnego czasu otwarte są bary, puby, restauracje, muzea, sklepy i jest nawet pole golfowe. Podobno ceny np. ubrań są trochę wyższe niż w Katmandu, chociaż my tego nie zauważyliśmy, z każdym da się solidnie targować :). My polecamy rejs łódką przy zachodzie słońca do World Peace Gompy oraz na pobliską wysepkę do świątyni Barahi. Romantycznie i aktywnie :).
Odwiedziliśmy także International Mountain Museum (wejście 300 rupii/os), w którym znajduje się kilka ciekawych reliktów górskiej przeszłości, jak np. sprzęt (autentyczny!) jakim posługiwali się pierwsi zdobywcy Manaslu oraz innych ośmiotysięczników.
Dla lubiących rowery polecamy fajną trasę dookoła Phewa Lake z opcją zajechania do World Peace Stupa. Wycieczka zajmuje około 3-4 godzin.
Sporo turystów robi wypad na wzgórze Sarangkot (pieszo, rowerem, taksówką) skąd ma się świetny widok na góry, zwłaszcza na Annapurnę, Dhaulagiri oraz rybi ogon czyli Machapuchhre. Jest to także miejsce, w którym organizowane są kursy spadochronowe oraz paralotniarskie.
Nic dziwnego, że spotkani tu ludzie zapytani ile tu już są odpowiadali, miesiąc, dwa robiąc…nic.
Przykładowe ceny wypełniaczy czasu wolnego:
Wypożyczenie roweru górskiego – 50 rupii/godzinę
Wypożyczenie łódki – 200 rupii/2 godziny
Jednorazowy lot z instruktorem na paralotni – 70 dolarów
Rafting (w zależności od długości spływu i rzeki) – od 30 do 70 dolarów
Polecana knajpa: Lumbini przy Lakeside 6, kuchnia nepalska i izraelska (rewelacyjny humus z falaflem i pitą!)
Polecany nocleg: Trekies house, nocleg w pokoju 2 osobowym, z łazienką (w tym ciepła woda zawsze!) i wi-fi to koszt 5 $. Hotelik znajduje się w cichej okolicy blisko Lakeside stąd przystępna cena. Noclegi polecane przez Lonley Planet to koszt 15-18 $ za ten sam standard!
Ważne. Normą są przerwy w dostępnie do prądu. Zazwyczaj zdarza się to rano (koło godziny 11) oraz wieczorem (koło godziny 18). Prądu potrafi nie być od dwóch godzin do trzech, ale nie jest to regułą. Na szczęście większość ludzi jest na to przygotowana i ma baterie słoneczne albo dodatkowe agregaty.
Jak dojechać?
Z Katmandu codziennie kursuje kilkanaście autobusów do Pokhary. Najwięcej odjeżdża rano koło godziny 7 – 8. Bilet kosztuje około 600 rupii. Autobusy mają częste postoje z przerwą na lunch, całkowity czas przejazdu wynosi 7 godzin. Dworzec znajduje się w sporej odległości od centrum, taksówka powinna wynieść was 200-250 rupii (w momencie kiedy jesteśmy, grudzień 2013 , 100 rupii = 1 $ = 3 zł).
Z Pokhary rozpoczęliśmy także nasz trekking wokół Annapurny. Z dworca tourism bus codziennie odjeżdża autobus do Besisahar, skąd rozpoczyna się szlak. Cena biletu to ok. 400 rupii, autobus odjeżdża rano (6.30!) i jedzie się około 4,5 godzin (oczywiście z przerwą na lunch). W sezonie lepiej bilet kupić wcześniej, żeby rano nie było niemiłych niespodzianek.
Z Pokhary kierujemy się w stronę granicy Indyjskiej. Jest bezpośredni autobus (600 rupii/os), który jedzie około 6-7 godzin. Granicę przekracza się pieszo, by tuż za granicą znaleźć się na dworcu, skąd odjeżdżają autobusy we wszystkich kierunkach Indii.
Mieszkaliśmy przez miesiąc w Toskanii. Brzmi jak sen? A żyliśmy jak w bajce! Serio, nie…
Jeszcze będąc w Polsce i planując naszą trasę podróży po Omanie, wiedziałam, że pustynia to…
Ten wpis miał powstać już dawno - bo w czasie twardego lockdownu… Przyszła pandemia gdy…
Jabal Shams nazywany jest Wielkim Kanionem Bliskiego Wschodu. A ponieważ Wielkiego Kanionu nie widzieliśmy to…
Po przepięknym dniu spędzonym w Nizwie czas ruszać dalej w kierunku Kanionu Jabal Shams. Ale…
W lutym 2020 jeszcze nie widzieliśmy, że ten wyjazd będzie naszym ostatnim wyjazdem zagranicznym na…
View Comments
Niesamowite! Bardzo podziwiam Waszą odwagę i pogoń za marzeniami! To wspaniałe, że poznajecie tyle pięknych miejsc "od kuchni", sami, bez portfeli wypchanych po brzegi dolarami :) Pozdrawiam z przytulnego fotela w Polsce : >