Po górskiej Mestii pozostajemy dalej w klimacie gór i pieszych wędrówek. Swoją bazę noclegową zorganizowaliśmy w Likami (ok. 2 km od Borjomi, jednej z głównych miejscowości turystycznych w okolicy) u Gio, który nie mógł przenocować nas na couchsurfingu, ale znalazło się dla nas miejsce u jego mamy w domu. Duży pokój, łazienka z ciepłą wodą i to za 10 lari/osoba. Tak się tam rozgościliśmy, że zostaliśmy aż na 4 noce, a mama Gio cały czas nas częstowała a to miętową herbatą, a to winogronami, a to jakimiś cudami, których nazwy nawet nie zapamiętaliśmy :).
Co robić w Borjomi?
Borjomi nie jest dużym miastem. Znajduje się tu kilka sklepów, bankomaty, restauracje i informacja turystyczna, w której mówiący po angielsku Artur jak z automatu opowie Wam o wszystkich atrakcjach jakie się tu znajdują, pomoże także znaleźć nocleg. W niewielkiej odległości od centrum znajduje się początek szlaku do parku zdrojowego (wstęp kosztuje 0,50 lari), gdzie skosztować można zdrowotnych tudzież leczniczych wód. No cóż, jak to mówią o nich – hate it, or love it, Ani nie przypadła do gustu woda o smaku żelaza, Rafałowi wręcz przeciwnie. Przechadzając się po parku można zaobserwować ciekawe relikty z lat 80, karuzele, place zabaw dla dzieci czy straganiki sprzedające oranżadę i jakieś inne świństwa. Po pół godzinnym spacerze dociera się do gorącego źródła, gdzie dobrze jest się odprężyć w basenie wypełnionym cieplutką wodą (30 stopni). Ot i cały park, może nie jest oszałamiający, ale na spacer jak znalazł. W każdym sklepie można też znaleźć wodę mineralną o takiej samej nazwie ja miasto – Borjomi. Smaczna :).
Park Borjomi – Kharagauli
Jeden z największych parków narodowych w Europie i największy w Gruzji. Taka informacja wystarczyła nam by wybrać się na jakiś niezobowiązujący trekking. Wskazówki jakie otrzymaliśmy od naszego kumpla Gio (de facto przewodnika po tym regionie) były takie, że szlaki numer 6 i 1 są najlepsze na jednodniowy trekking po parku. Cóż, możemy stwierdzić – jeżeli ktoś ma czas i lubi 6 godzinne spacery po lesie, to jak najbardziej może się tu wybrać. My jednak spodziewaliśmy się czegoś bardziej spektakularnego. Cała trasa wiedzie przez las, rzadko kiedy zdarzy się jakiś punkt widokowy. Ale może nie jesteśmy za bardzo obiektywni, gdyż przyjechaliśmy tu prosto ze Swanteii i chyba czegoś podobnego spodziewaliśmy się i tu doświadczyć – daremnie.
Park jest ogromny i można po nim spacerować 2-3 dni, należy tylko zaopatrzyć się w jedzenie i wodę, gdyż na szlakach nie ma żadnego punktu zaopatrzenia – w środku parku natraficie tylko na chatki leśniczych. Ważna informacja – by wejść do parku należy mieć pozwolenie. Jest ono bezpłatne, jednak gdy go nie masz, a dojdzie do spotkania ze strażnikami parku, można słono zapłacić. Nam nikt pozwolenia nie sprawdzał, ale w punkcie gdzie się je wydaje (otwarty od godziny 10-19, znajduje się 1 km za Borjomi w stronę wejścia do parku) otrzymaliśmy darmową mapkę i masę uśmiechu od Pana, który uwielbia Polaków :). Zauważyliśmy także, że bardzo popularne są tu przejażdżki konne, szczególnie wśród turystów izraelskich, których w tej okolicy jest najwięcej (tylko 1% więcej niż polaków!). Konne wycieczki ruszyły dzięki polskiemu projektowi, w ramach którego przeszkolono w Polsce gruzińskich instruktorów i dzięki czemu otrzymali oni pełne wyszkolenie w tym kierunku.
Do Tbilisi z Borjomi można dostać się elektryczką, czyli bardzoooo powolnym pociągiem. Jedzie się ok 4,5 godziny (dla porównania marszrutką 3 godziny) ale cena jest kusząca – 2 lari/ osobę. Warto mieć ze sobą drobne, gdyż za pociąg płaci się w środku w małym automacie. Pociąg obskurny, ale jest w nim bardzo dużo miejsca na nogi i bagaż. Jest też całkiem zatłoczony, no i absolutnie wszyscy jedzą siemki :D. Pociąg dojeżdża do głównego dworca w Tbilisi – rusza z Borjomi o 16.40 – w Tbilisi jest ok. 21.30.
2 comments
Co za uśmiechy, Aniu ślicznie Ci w ciemnych włosach!
Pozdrawiam serdecznie sprzed mojego okna na świat 😉
Dziękujemy! Rafał kazał mi się przefarbować by nie rzucać się za bardzo w oczy 🙂 Taki z niego dobry i troskliwy mąż! Pozdrawiamy!